Kryzys powołań dotyka zwłaszcza zakonów?

dodane 12:42

To rozmowa sprzed kilku lat. Wtedy jeszcze nawet nie diakon (dziś już ksiądz) mówił: prawdziwy zakon to kontemplacyjny, tylko taki ma naprawdę sens. Odpowiedziałam, że jeślibym w ogóle myślała o zakonie, to bliżej mi już do tego, który założyła Matka Teresa. Ale jest w tych słowach bardzo poważne pytanie: czy dziś ludzie rozumieją sens istnienia zakonów czynnych?

Co robią siostry? Są nauczycielkami, pielęgniarkami, opiekunkami, prowadzą przedszkola, domy samotnej matki, ośrodki dla uzależnionych i upośledzonych, działają w mediach... Czasem można spotkać siostrę na uniwersytecie. Fajnie, ale to wszystko przecież jest dostępne dla kobiet świeckich, mężatek. Być może nawet ta dostępność jest większa. Jeśli ktoś chce pracować w którymś z tych zawodów, choćby i dla Boga, nie musi wybierać zakonu, którego często zwyczajnie nie zna. Nawet w tej chwili, gdy piszę te słowa, zastanawiam się ile charyzmatów pominęłam, bo o nich nie wiem?

Zakon kontemplacyjny jest czymś "nie z tego świata". Niezrozumiałym w świetle dzisiejszej kultury, a przez to właśnie możliwym do pojęcia. "Jeśli Bóg jest, to ja idę do zakonu" - powiedziała pewna ateistka jako młoda dziewczyna. Umarła jako staruszka w zakonie kontemplacyjnym.

Zastanawiam się, ile powołań pojawiło się wokół mnie w ostatnich latach. Tych zrealizowanych dwa: jedna - apostolinka, obecnie we Włoszech - pisze, że coraz bardziej się upewnia, że jest tam, gdzie powinna. W głowie mi brzmią jej słowa sprzed lat: tylko w tym zakonie byłam w stanie się zmieścić taka, jaka jestem. Druga - we Wspólnotach Jerozolimskich - po prostu "przerabia rozdział radość" :-)

Więc może to kolejne pytanie: na ile współcześni ludzie mieszczą się w regułach zakonnych lub sposobie życia, jaki się proponuje (to nie zawsze jest to samo)?

- Twórzmy wokół powołanych do życia konsekrowanego klimat modlitwy, zaufania i wdzięczności – zachęcał w czasie spotkania bp Kazimierz Gurda. Modlitwy - tak. Ale dalszy ciąg budzi we mnie sprzeciw. Właściwie dlaczego mam wzbudzać w sobie szczególne zaufanie wobec osób konsekrowanych? Na jakiej podstawie? Życie udowadnia co krok, że zaufanie to można mieć do Boga i konkretnego człowieka, ale nie do jakiegokolwiek stanu.

Wdzięczność... Cóż, o to łatwiej. Wdzięczność za pracę wykonywaną w końcu także w moim imieniu, często tę najbardziej niewdzięczną. Wdzięczność za modlitwę... Tak, jeśli mi się tej wdzięczności nie będzie utrudniać stwierdzeniami typu: "Zobaczcie, jak one się za was poświęcają! (nawet w sylwestra się nie bawią, tylko modlą leżąc krzyżem)".

Nie wierzę, że siostry podchodzą do sprawy w duchu domagania się wdzięczności za ich ciężką krwawicę modlitewną i fakt wyrzeczenia się zabaw. Wiem, że ofiarowanie w czyjejś intencji modlitwy, postu, trudu - z miłości do Boga i człowieka - przynosi z sobą radość. Radość z tego, że można kochać. Wierzę, że siostry tę radość przeżywają i wdzięczności ani nie potrzebują, ani nie oczekują.

Wdzięczność jest potrzebna nie im, ale nam - byśmy mogli dostrzec, jak bardzo zostaliśmy obdarowani. Jak wielu ludzi nas codziennie otacza swoją życzliwością, nawet jeśli o tym nie wiemy.

Nie wydaje mi się, by prestiż społeczny (zaufanie i wdzięczność) był do odbudowania w taki sposób. Trzeba najpierw nauczyć ludzi, że wdzięczność im niczym nie zagraża, że nie stanowi zobowiązania nie do spłacenia i dania komuś do ręki narzędzia, by mógł mnie szantażować. Dopiero wtedy można na wdzięczności budować.

I warto się nauczyć, że zaufanie do jakiegokolwiek stanu czy zawodu to przeszłość. Dziś zaufanie trzeba budować, a nie się go domagać. Żądanie: "zaufaj mi" lub - co gorsza - pytanie-pretensja: "Nie ufasz mi??" wyłącznie je podważa. Nie ufam. Tym bardziej, gdy słyszę takie pytania.

Kilka pytań, mało odpowiedzi. Ale myślę, że czasem warto zadawać pytania...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane