Po co się studiuje teologię?

dodane 12:04

Czytam notkę z obrad Rady Naukowej KEP.

Fakty są takie:

1. coraz mniej młodych ludzi chce studiować teologię;

2. jeśli wybierają uczelnie kościelne, to raczej studia kierunkowe - związane z mediami, rodziną czy kulturą;

3. mniej niż połowa dzisiejszych studentów teologii chciałaby zostać katechetami;

4. obecni studenci teologii widzą swoją rolę w innych obszarach: w pracy społecznej, socjalnej, kulturowej;

5. coraz większa liczba studentów teologii w Polsce podejmuje pracę w strukturach nie związanych ściśle z Kościołem

Komentarze chwilami mnie śmieszą, bo brzmią jak zaklinanie rzeczywistości, jak na przykład ten do niechęci do pracy w katechezie: "może to wynikać z faktu, że obecnie istnieje już wystarczająca liczba odpowiednio przygotowanych katechetów". Jasne, a: a) niskie płace; b) niski prestiż (nawet wśród nauczycieli); c) duża odpowiedzialność i obciążenie już się nie liczą?

Nie dziwi mnie, że młodzi ludzie wybierają raczej studia kierunkowe, a nie ogólnorozwojowe. Po ich skończeniu chcieliby zapewne pracować i zarabiać, móc utrzymać rodzinę itd. Studia, które nie dają zawodu rodzą konieczność zdobywania go później lub równolegle. Odpowiedzialność za swoje życie powinna raczej cieszyć, niż martwić.

W końcu: studenci teologii wybierają pracę w strukturach niezwiązanych ściśle z Kościołem - w pracy społecznej, socjalnej, kulturalnej, zapewne także w mediach. I tutaj ta nadzieja, że młodzi teologowie słowem a przede wszystkim własnym przykładem będą przekazywać chrześcijańskie wartości w różnych środowiskach pracy wydaje mi się nieco skażona.

Po pierwsze: szkoda, że liczy się dopiero na studentów teologii, a nie na wszystkich chrześcijan. Po drugie (i to jest pozytyw): nie da się ukryć, że w wielu z tych miejsc obecność ludzi znających Kościół może przynieść wielkie owoce. Po trzecie jednak: nie mogę zapomnieć wołania do Kościoła o zagospodarowanie świeckich teologów.

To, że młodzi ludzie idą do pracy w strukturach niezwiązanych z Kościołem może równie dobrze wynikać z ich pragnień i planów, jak i z faktu, że Kościół dla tych ludzi nie widzi miejsca, poza katechezą. Nie każdy chce być nauczycielem, z powodów jak wyżej.

Wołanie: znajdźcie dla mnie miejsce zawsze mnie nieco irytowało. Miałam ochotę powiedzieć: może warto samemu poszukać? Ale z drugiej strony nie można ignorować faktu, że wykształceni świeccy teologowie w Polsce czują się Kościołowi niepotrzebni. Zresztą, czy tylko się czują, czy naprawdę nie ma pomysłu, co z nimi zrobić?

Jeśli tak, może warto od razu tak kształtować program studiów, by przygotowywał młodych ludzi do tego, że jedynie ułamek z nich będzie rzeczywiście zajmował się w życiu teologią, a reszta będzie pracować w dziedzinach pokrewnych?

Może warto zbudować studia teologiczne na zasadzie drzewa: wspólny trzon teoretyczny, później specjalizacje: ściśle teologiczne (z ograniczoną liczbą osób studiujących, adekwatną do zapotrzebowania), ale i właśnie medialne, kulturalne, społeczne, prawne, ekonomiczne, zarządzania...

Jeśli celem jest wysłanie tych ludzi w świat, by głosili Chrystusa w zwykłych miejscach pracy, to trzeba ich do tego przygotować.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane