Wizja, misja i strategia, czyli nie powinnam pisać o Kościele

dodane 17:55

Zaczęłam czytać raport w najnowszej Więzi o Kościele. Zapewne bardzo ważny i ciekawy. Niemniej już po kilku stronach po raz kolejny doszłam do wniosku, że wszyscy mówią i piszą o Kościele którego nie znam. Co więcej, wcale poznawać nie chcę...

Więc piszą o zakorzenieniu w tradycji i kulturze. Piszą o pobożności maryjnej i ludowej. Piszą o potencjale do zbiorowego przeżywania wiary, ale i o klerykalizmie i "tradycyjnym oddolnym antyklerykalizmie" który nie przeszkadza "kościelności mimo wszystko". Czytam o bezrefleksyjności, braku intelektualnej refleksji nad tradycją, moralizatorstwie, sztucznym języku, braku pomysłu na obecność w sferze społecznej i wielu innych słabościach. Jeszcze trochę o hierarchii, której grozi brak więzi ze świeckimi (to akurat wywołało we mnie zdziwienie: a jakaś więź w ludzkim rozumieniu w ogóle istnieje?)

Czytam to wszystko i mam wrażenie, że piszą o kompletnie obcym mi tworze, którego elementy wprawdzie czasem mi przemykają przed oczami, ale które ignoruję. Ignoruję, bo nie są Kościołem.

Kościół jest dla mnie wspólnotą ludzi wierzących. Wspólnotą, w której jestem i na rzecz której mam działać. Struktura dla mnie kończy się na papieżu i biskupach. Przykro mi, reszta dla mnie nie istnieje. To znaczy owszem, dostrzegam ludzi, ale ludzi, a nie stopnie w hierarchii. Niezależnie, czy mówimy o świeckim, czy księżach, czy siostrach zakonnych...

Nie potrzebuję pozwolenia, by coś robić na rzecz wspólnoty. A raczej potrzebuję jednego: zgody osób, które będą w to bezpośrednio lub pośrednio włączone. Nie widzę sensu, by ktoś mi wymyślał zajęcia - przecież widać, co trzeba i sama wiem, co mogę...

Kościół jest dla mnie wspólnotą, która żyje przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie. Bez Niego nie istnieje, z Niego czerpie źródło.

Fikcja? Marzenie? Nieprawda. Taki Kościół spotykam codziennie. Taki prześwituje każdego dnia w ludziach, których spotykam. Nie mówcie mi, że tylko mnie dano tę łaskę!

Kościołowi w Polsce potrzebna jest wizja, którą powinni stworzyć biskupi - czytam. Od razu przypomina mi się polityka korporacyjna z wizją, misją i strategią. Naszą misją jest... Dążymy do... Trzeba to spisać i wmówić ludziom, bo wtedy efektywniej pracują. Zgadzam się, że wizja to widzenie rzeczy przyszłych, odpowiedź na pytanie, czego oczekuje od nas Bóg. Obawiam się jednak, że oczekuje zawsze tego samego. Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca, myśli, duszy. Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Oraz: idź i głoś Dobrą Nowinę o zbawieniu całemu światu.

Można i trzeba rozkładać to na szczegóły. Można i trzeba do tych słów wracać. Ale każda wizja będzie po prostu jeszcze jedną tymczasową nakładką na system. Podobnie jak wszystko inne, o czym była mowa. System zostaje ten sam: Mistyczne Ciało Chrystusa, obecne na codzień w nas.

Oby te propozycje i wnioski znalazły swoją realizację, bo wyglądają mądrze i dobrze... Ale ja będę dalej pomijać kolejne nakładki na system i próbować iść za Ewangelią. Dziwiąc się, że widzę coś zupełnie innego niż większość...

***

A swoją drogą - może mój "problem" bierze się z tego, że mnie nie wychowano w żadnej tradycji. Także w tradycji wiary. Powiedziałabym raczej, że bardzo skutecznie pozbawiono mnie wszelkiego zakorzenienia (poza zakorzenieniem w chrześcijaństwie, w które wrosłam w charakterze samosiejki). Skutek jest taki, że dopiero przez nie jestem kimkolwiek. Bez chrześcijaństwa cała reszta pojęć jest bez treści.

A przy tym dla mnie nie istnieje chrześcijańska tradycja przez małe t. To znaczy: cierpliwie się jej uczę, doceniam, bo wiele w niej dobra, ale dla siebie biorę pojedyncze elementy. Żadna nie jest moja, do żadnej nie jestem przywiązana, żadnej nie przyswoiłam...

I jak tu rozmawiać z kimś takim o Kościele w Polsce?

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane