Szpital
dodane 2008-05-12 22:36
Mała sala. Sześć łóżek, ze stelażami po 2 metry w górę każde. Żeby wystawić jedno trzeba chyba przestawić pół sali, inaczej nie przejdzie. Wózek też nie wjedzie, więc zabranie kogoś na blok to musi być lekka demolka. W pozostawionych przejściach z trudem mijają się 2 osoby.
Na sześć kobiet wstaje chyba jedna (o balkoniku, balkonik w przejściu się mieści), reszta leżąca. Obok kręcą się rodziny i znajomi, wieczny tłumek. Szum w sali, szum za oknem (ulica, oddział jest na parterze, a okna uchylone, bo inaczej można by się udusić).
Aha, zapomniałabym. Jedna salowa na 40 łóżek. Na ortopedii, gdzie pewnie połowa ludzi nie chodzi.
Jak tu nie zwariować?
Ale może nie ma co narzekać, jeszcze mógłby być wąski i ciemny korytarz, dwa takie łóżka stoją, a jakże. Po weekendzie to stan normalny. No i za zysk należy chyba uznać szeroki parapet na wysokości, która umożliwia potraktowanie go jak półki. A że okno wygląda na niezasłanialne, więc w nocy nie da się uniknąć świateł latarni? No cóż, nie można mieć wszystkiego.
Nie, nie wygłupiam się. Sama kiedyś powiedziałam, że nie jestem cudotwórcą, a ściany nie są z gumy. Wyjścia są dwa: albo nie przyjmować tylu osób (co z nimi wtedy się stanie?), albo będzie tak jak widać. Ale z tej drugiej strony to koszmar i nic tego nie jest w stanie zmienić.