O kobietach

dodane 21:20

Nie lubię tekstów o kobietach. Nie lubię tekstów o kobietach w Kościele. Nie lubię tekstów o dyskryminacji kobiet w ogóle.

Nie rozumiem odżegnywania się od etykietki feminizmu. To zjawisko ma tysiące odcieni i wiele pomysłów, z których niektóre trzeba uznać za cenne. Na przykład: pomoc ofiarom przemocy. Abstrahując od niektórych form, to feministki mają odwagę się tym zająć...

Nie rozumiem stwierdzeń: "my, kobiety, chcemy mieć prawo podejmować decyzje". Decydować trzeba po prostu zacząć. Trzeba się odważyć. Jakoś nikt mi nie broni podejmowania ważnych decyzji, wręcz przeciwnie, raczej tego oczekuje. A jeśli w jakimś miejscu mi decydować nie pozwalano, to się z niego wyniosłam w tempie przyspieszonym, bez względu na inne korzyści.

Być może mam i zawsze miałam zawody, w których kobiet jest dużo. Być może zawsze trafiałam na ludzi, którzy nie patrzyli kategoriami dyskryminacji ze względu na płeć. Raz tylko usłyszałam, przy okazji pierwszych zabiegów, do których asystowałam jeszcze się ucząc, że rentgen źle wpływa na wczesną ciążę. Czy to jest dyskryminacja, czy raczej troska?

A już zupełnie nie rozumiem tego typu tekstów:

Z jednej strony dążymy do równouprawnienia, chcemy mieć prawo do pełnienia tych samych co mężczyźni stanowisk, otrzymywać za wykonywana pracę takie same wynagrodzenie, z drugiej jednak większość z nas ślepo podąża za najnowszymi trendami w modzie, czego najlepszym przejawem jest chęć posiadania czegokolwiek np. w najmodniejszym o tej porze roku kolorze.

A co ma piernik do wiatraka? Co ma moda do równouprawnienia? Dlaczego "ślepym podążaniem za modą" ma być posiadanie jednej rzeczy w modnym kolorze? Kobieta w fioletowej bluzce w tym sezonie nie ma prawa do dobrej pensji?

Dalej ze ślepego podążania za modą robi się ślepe podążanie za poradami w pismach dla kobiet. Bo kobieta to robot wielofunkcyjny, samomodyfikujący i samokonserwujący. Kobieta powinna... i tu następuje lista często sprzecznych ze sobą, przynajmniej w wymiarze czasowym, powinności. No, jeśli ktoś chce je wszystkie realizować i uważa to za warunek udanego życia, to gratuluję pomysłu na jego zmarnowanie. Jednego nie zdąży na pewno: poczuć, że się życiem można cieszyć.

No i w końcu:

Wciąż jednak ma (kobieta - przyp.) poczucie czy nieraz obowiązek spełniania oczekiwań wszystkich wokoło oprócz własnych. Nie chodzi tu o błędnie rozumiany feminizm czy też o namawianie do osiągania własnych celów „po trupach”, ale o prawo do podejmowania decyzji, własnych decyzji.

Rozpacz ogarnia, jak się czyta takie teksty. Chciałoby się wysłać autorkę na kurs asertywności. I nie chodzi tu ani o feminizm, ani o osiąganie celów po trupach, ale o to, by umieć określić czego chcę, czego nie, i tego się trzymać. Nikt tego za nikogo nie zrobi.

"Obowiązek" spełniania cudzych oczekiwań najczęściej siedzi w środku kobiety, nie na zewnątrz, i wynika z potrzeby akceptacji. Najśmieszniejsze/najgłupsze/najtragiczniejsze (zależnie od kontekstu) jest to wówczas, jeśli zainteresowany wcale tego spełniania nie oczekuje, tylko po prostu wyraża swoje potrzeby. Jeśli warunkiem "braku obowiązku spełniania oczekiwań" jest nieużywanie przez mężczyznę słowa "chciałbym", to sytuacja staje się dosyć skomplikowana...

A nawet, jeśli te oczekiwania są realne i wyrażane wprost trzeba po prostu umieć powiedzieć: nie. Czasem tylko dlatego, że nie mam na to ochoty. I nie tłumaczyć się z tego, że się chce istnieć!!

Cytaty pochodzą z tego tekstu

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane