Przeczytałam

dodane 23:22

Przeczytałam tekst w GW. Niezależnie, czy ów ksiądz jest winny, czy nie, zakładanie niewinności w tej sprawie - na poziomie decyzji - niczemu nie służy.

Powzięcie prawdopodobnej informacji o wykorzystywaniu seksualnym dzieci [niezależnie od struktury, w jakiej do niego mogło dojść] powinno spowodować poinformowanie zwierzchnika i prokuratury. W celu: a) jak najszybszego zniwelowania możliwości kolejnych krzywd oraz: b) dla wyjaśnienia sprawy. Nie orzekając o winie, lub nie, a dla jej wyjaśnienia!

Martwi mnie oskarżanie domniemanych ofiar i pytania "dlaczego milczały tyle lat". Ich milczenie-niemilczenie (jakie milczenie, skoro ludzie wokół wiedzieli?) jest naturalne. Nie można mieć pretensji do ofiar [każdych ofiar molestowania czy gwałtu, niezależnie od przypadku], że nie zgłosiły się do prokuratury. Trzeba by na to olbrzymiej odwagi i determinacji. Tym większa jest zawsze rola powierników, którzy powinni przekonywać do takiego zgłoszenia i wspierać w toku procedury, która do przyjemnych nie należy. Wieloletnie czekanie, milczenie świadków itd. nigdy im nie pomaga. Pomóc może tylko przywrócenie sprawiedliwości - choćby w ten sposób, by nazwać zło złem.

Zdaję sobie sprawę, jak wielkie jest niebezpieczeństwo potwarzy i jak trudno "udowodnić, że nie jest się wielbłądem". Niemniej większym złem jest milczenie w tej sprawie, niż podjęcie próby jej wyjaśnienia. Warto zauważyć - nawet sam podejrzany żyje 13 lat w atmosferze smrodu i niewypowiedzianych oskarżeń. Dla niego też byłoby lepiej, gdyby mógł się z zarzutów oczyścić, a nie żyć z etykietą pedofila.

Łatwo mówić to osobie z zewnątrz, która nie miotała się w wahaniach, rozważaniu dobra i zła, pod wpływem emocji. Emocje człowieka, który styka się z molestowaniem dzieci, są skrajne. "Udało mi się" tego doświadczyć, choć już nic nie było do zrobienia. Wściekłość i bezradność, do tego - jeśli trzeba podjąć decyzję - olbrzymie obciążenie, tysiące pytań i w końcu rozpaczliwa niepewność: "A co, jeśli to nie jest prawda? Skrzywdzę człowieka..."

Dlatego nie stawiam oskarżeń wobec żadnego z aktorów dramatu. Podejrzanego - bo jest tylko podejrzanym. Pozostałych - bo łatwo mówić o tym, jak się postąpić powinno, trudniej podjąć taką decyzję siedząc w środku. Na takie sytuacje jednak najlepsze są jasne i znane wszystkim procedury... Poniższe pytania są więc tylko próbą przyjrzenia się motywacjom.

Dlaczego nie zadziałali, jak powinni? Chyba wszyscy, którzy wiedzieli o sprawie i byli przekonani, że oskarżenia są prawdziwe (nawet jeśli takie nie są, to podstawą działania jest przecież własne przekonanie o ich prawdziwości)?

1. Próba ochrony Kościoła, podobnie, jak chroni się rodzinę (brudy trzeba prać wewnątrz, mówi stara zasada). Czasem to głupi pomysł, ale w każdym z nas siedzi mocno.

2. Nadzieja na to, że w końcu sprawę załatwi wewnętrznie, po cichu, z najmniejszym ryzykiem skrzywdzenia niewinnego człowieka;

3. Niepewność, bezradność, strach, oskarżenia, wszystkie emocje, które temu towarzyszyły, także osobiste;

4. Zaufanie do znanego i cenionego człowieka;

5. Własne, bardzo bolesne doświadczenie potwarzy.

Warto te dwa ostatnie punkty dostrzec, bo na pewno mają znaczenie dla oceny sytuacji przez poszczególne osoby.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane