O książce, czy o jej autorze?
dodane 2008-02-24 11:03
Książki byłego dominikanina, Tadeusza Bartosia, nie czytałam i nie chcę w tym miejscu z nią polemizować. Czytam tylko czasem komentarze, nie tylko oficjalne.
Rozumiem miłość, która każe gloryfikować ukochaną osobę i oburzać się na wszelką krytykę. Ale to wynik stosunku emocjonalnego do człowieka, a nie analizy intelektualnej. Nauczanie Jana Pawła II to samo sedno mojego stosunku do wiary i Kościoła, ale tym bardziej chyba powinnam znać stawiane mu zarzuty. W końcu Jan Paweł II nie oczekiwałby bałwochwalczego stosunku do samego siebie, ale właśnie aktywnego, choć koniecznie w duchu wiary.
W swojej recenzji ks. Artur Stopka cytuje red. Szostkiewicza: Jak zdezawuować pracę Bartosia? Choćby insynuacjami. Że to wyniki osobistych porachunków autora z instytucją Kościoła (rodzaj zemsty); że to dorabianie ideologii do ucieczki z Kościoła (oczywiście z kobietą w tle). Nie dał rady być zakonnikiem i księdzem, a teraz szuka dziury w całym i zniechęca do Kościoła innych. Metoda pomówień (próżny, mściwy hedonista) i dyfamacji (rzeczony Judasz) ma odebrać autorowi wiarygodność i zepchnąć jego dzieło na niepoważny margines. Bez jakiejkolwiek dyskusji [...].
Być może rzeczywiście - jak wynika z tekstu recenzji - nie ma czego dezawuować i te zabiegi nie są potrzebne. Ale jeśli spojrzeć na komentarze pod recenzją opinia red. Szostkiewicza zaczyna mieć swoje bardzo mocne uzasadnienie. Jeśli sytuacja tak wygląda, jak opisał ks. Artur, ma sensu szermować argumentami ad personam. Po prostu trzeba napisać, że w książce nic nie ma. Niezależnie, kto napisał tekst: były czy czynny ksiądz, czy nawet biskup, kryteria merytorycznej oceny muszą być takie same. Inaczej nie są merytoryczne.
Bycie byłym księdzem nie stanowi dowodu na niski poziom merytoryczny dzieła, i odwrotnie - najświętszy ksiądz nie musi pisać dzieł wysokiego lotu. Używanie argumentów ad personam w przypadku miałkich dzieł zwyczajnie nie ma sensu, bo wzmacnia ich wiarygodność, na zasadzie: "skoro muszą dezawuować człowieka, widać nie mają argumentów".
Warto zwrócić uwagę na wypowiedź red. Szostkiewicza właśnie z tego powodu. Czy naprawdę musimy sobie samym podkładać kamienie pod nogi i uwiarygadniać teksty bez wartości?