Dwie strony medalu
dodane 2007-05-31 15:49
Dotychczas nie komentowałam sytuacji w służbie zdrowia, nie pracuję w tej chwili w zawodzie, przynajmniej oficjalnie i odpłatnie. Jednak ciągle z tą praktyczną medycyną mam do czynienia...
Każdy medal ma dwie strony. Więc - coś się załamalo, czy patrzę z innej perspektywy? Coraz częściej obserwuję kompletną bezradność ludzi, którzy nie mogą przejść najprostszych rzeczy. Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że podstawową rzeczą, która pozwala mi jeszcze coś osiągnąć, dla siebie lub innych, nie są wcale znajomości, a wiedza. Przede wszystkim o tym, co powinno być w tej sytuacji zrobione. A po drugie, gdzie to można zrobić, jeśli "pierwsza instancja" się blokuje.
Pacjent nie ma obowiązku wiedzieć sam z siebie absolutnie niczego. Po to idzie do lekarza, by się dowiedzieć tego, co wiedzieć musi i chce. Ma prawo upierać się przy błędnych pomysłach i trzeba umieć go przekonać, że to nie ma sensu. Powinien rozumieć, co się dzieje, i wiedzieć, co ma zrobić. I to, co go dotyczy, powinno być zrozumiałe, zaplanowane, i według planu działać. To już nie jest tylko kwestia finansów. To kwestia: a) wiedzy, b) motywacji. Czasem czasu. Na ostatnim etapie pieniędzy.
Nie tak dawno jeszcze pracowałam. W różnych miejscach i za różne pieniądze. Nie pracowałam inaczej za większe. Nie umiem nie pomóc, jeśli mogę. Czy gdybym więcej zarabiała, nie odeszłabym z zawodu? Wątpię, moja rezygnacja zależała od czynników ludzkich, nie finansowych.
A z drugiej strony... Większe płace są konieczne, te oficjalne w państwowej służbie zdrowia są absurdalne. Konieczna jest również, może przede wszystkim, reforma służby zdrowia. Lekarze mają prawo do strajku, skoro inne formy zwracania uwagi na problem nie działają. Mówiłam jeszcze niedawno: "Pod jednym warunkiem: że nie powoduje to poważnego zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi. W takiej sytuacji, choć rozumiem przyczyny, będę się upierać, że ważniejszy jest ten konkretny człowiek niż moje pieniądze." Pamiętam, że pracując w państwowym szpitalu cieszyłam się z dyżuru w planowany dzień strajku. Nie umiałabym strajkować. Szkoda by mi było ludzi. Teraz się zastanawiam, może na szali trzeba położyć nie pieniądze, a zdrowie i życie ludzi, którzy wskutek takiej opieki, jaka jest obecnie, nie mają szansy na pomoc? Czyli mamy zdrowie przeciw zdrowiu i życie przeciw życiu?
Nie wolno stawiać ludzi przed takimi wyborami.
PS. Mam wrażenie, że choroba ministra załatwiła strajk. Bo jak spierać się z chorym? Absurdalne, ale obawiam się, że będzie prawdziwe. Znów nic się nie zmieni...