Drugie życie
dodane 2007-03-09 10:07
Za 10 dolarów możesz mieć drugie życie: być pięknym, zarabiać krocie, a nawet wybrać sobie płeć.
W grze "Second Life", najnowszym fenomenie Internetu, mieszkają już cztery miliony ludzi. A wirtualny świat - ze swoim społeczeństwem, gospodarką i polityką - zaczyna dublować rzeczywistość. - pisze Onet. Cztery miliony ludzi na całym świecie rozpoczęło drugie życie w internecie. Część tam pracuje i zarabia realne pieniądze. Część reklamuje swoje wyroby, zakłada sklepy. Hiszpańska organizacja charytatywna zaczęła tam zbierać pieniądze na pomoc w świecie realnym - na rodzinne domy dziecka.
A poza tym - mnóstwo ludzi zaczyna od nowa. Zmieniając według własnego życzenia siebie, swoją sytuację. Nawiązuje kontakty, bawi się... Traktujemy to poważnie - mówią - Kluczowe pytanie brzmi: czy przy rozwijaniu "Second Life" jego twórcy będą się kierować interesem dużych koncernów, które prowadzą tu biznes, czy jednak dobrem i głosem ludzi, którzy tu żyją.
Być może to nowa płaszczyzna rozwoju internetu. Na pewno nowe możliwości marketingowe. Na pewno można na tym skorzystać finansowo. Ale niestety kosztem ludzi, którzy tam wchodzą, kosztem ich życia - tego prawdziwego, nie-wirtualnego.
Część ludzi pojawi się tam, by zarobić, ale znaczna część po to, by uciec z pierwszego świata. Dla bardzo wielu - najlepszych klientów zapewne - będzie to forma ucieczki z realności, która boli, z którą sobie nie radzą, w której nie akceptują siebie i swoich ograniczeń.
Jakiś czas temu ktoś zadał na forum pytanie, czy złe jest zabicie czyjejś postaci w grze. Bo przecież pytający wie, jak sam przeżywa, gdy "jego" zabiją. Pytanie w pierwszej chwili wydaje się absurdalnym żartem, ale jest nim tylko pozornie. Problem leży w czym innym - w utożsamieniu się z postacią. Jeśli ten awatar, to ja, to jego zabicie mnie realnie boli. Odczuwam je jako krzywdę. Czy wolno mi wobec tego krzywdzić innych?
Absurd? Niemożliwe?
Możliwe i naturalne. W świecie wirtualnym jestem bezpieczna. Podobnie jak w świecie marzeń czy snów. Można w nim przeżyć wiele lat i być szcześliwym. Problem pojawia się w momencie, gdy trzeba się obudzić - i okazuje się, że nie umiesz żyć w pierwszym świecie. Że uczysz się tego, co inni potrafią od lat, bo kiedyś zaryzykowali życie prawdziwe. Pozostaje ci wtedy albo pójść jednak drogą, którą kiedyś ominąłeś, z poczuciem straconych lat, albo zostać tam gdzie jesteś - jeszcze głębiej zakopać się w wirtualu, marzeniach czy śnie. Z coraz głębszą świadomością, że nie możesz z niego wyjść.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sytuacji. Nie jesteśmy w stanie pozbyć się siebie - własnych lęków, urazów, odbioru rzeczywistości. Je trzeba pokonać realnie, nie udając, że ich nie ma. W świecie wirtualnym za jakiś czas ta "druga ja" będzie miała podobne problemy, jak pierwsza w realnym świecie. Wejdzie w podobne konflikty i poczuje się podobnie źle. I co wtedy? Ktoś stworzy "trzeci świat", żebym mogła uciec po raz kolejny?
Nie da się zatrzymać tej rzeczywistości. Ale można pokazywać wiążące się z nią zagrożenia. I pytanie: czy należy się w niej pojawić, czy raczej zbojkotować? Czy w "drugim świecie" powinni pojawić się chrześcijanie?