Qui bono?

dodane 14:08

Kolejna sensacja w sprawie bpa Wielgusa - sfałszowany podpis. Zgłupiałam - biskup do złożenia podpisu się przyznał. Więc jeszcze raz przejrzałam dokumenty...

1. Podpisów są dwa rodzaje - 3 dokumenty (zgoda na współpracę, instrukcja wyjazdowa i protokół dotyczący potajemnych kontaktów, haseł itp) jako "Adam Wysocki" w 1973 r. i 3 x jako "Grey" w 1978 r. (podobny zestaw). Te drugie zostały podważone.

2. Większość dokumentów dotyczy drugiego wyjazdu (i drugiego zestawu dokumentów o współpracy). Opisy gotowości do współpracy w większości również. Także tutaj pojawiają się te kwestie wnikania do RWE. Wobec stwierdzenia o sfałszowaniu podpisu należy to traktować bardzo ostrożnie. Zresztą, końcowy wniosek SB też brzmiał: w zasadzie niczego nie wykonał, co też nie świadczy o gotowości do współpracy.

3. W kwestii pierwszego wyjazdu padło tylko stwierdzenie o "pisemnym raporcie po powrocie (w załączeniu)" - ale go nie ma. O wykonywaniu zadań nic nie wiadomo. Co wówczas zlecono (z instrukcji podpisanej "Adam Wysocki")?

"dotarcie i rozpoznanie wybranych placówek naukowych zajmujących się problematyką Polski i innych krajów socjalistycznych z zastrzeżeniem, że nie chodzi w tym przypadku o działalność tradycyjna tych placówek i naukowców ale o ich szczególną działalność badawczą w zakresie teorii i metodyki wykonawczej przeznaczoną na użytek ośrodków walki ideologiczno-politycznej Zachodu"

4. Zagadnienia wcześniejszej współpracy w ogóle ujmuje tylko "raport z teczki" - jeden spis dokonany przez SB. To już stwierdzili historycy - nie wiadomo, jak było.

Tyle papiery. A w komplecie do nich kilka pytań:

1. "SB-ecy są niewiarygodni ale użyteczni." - słyszymy. Cóż - czasem - jak się okazuje - jednak mówią prawdę. Pytanie tylko, dlaczego w ten sposób - dlaczego akurat temu człowiekowi?

Dobra wola (w moim pojęciu) wymagałaby, aby ogłosić prawdę o fałszerstwie najpóźniej w chwili opublikowania akt, przed ingresem. Ogłosić - a przynajmniej podać, że pojawiła się taka informacja i wymaga sprawdzenia. Tymczasem sugestię przemilczano, pozwalając na funkcjonowanie w sferze publicznej nieprawdy...

2. Czy i na ile to fałszerstwo było świadomym topieniem człowieka, który bronił się przed współpracą i usiłował wywikłać? Kogoś kto wysoko zaszedł - i być może zajdzie jeszcze wyżej? Nie wiem, czy to się da w tej chwili ustalić.

3. Jaki cel ma ta informacja o sfałszowaniu podpisu? Skrucha jednak - wydaje się - wyglądałaby inaczej... Wobec tego - po co? I tu tytułowe pytanie - qui bono?

Wniosek, jaki można postawić - pewnie część osób taki wyciągnie: dokumenty są niewiarygodne i niszczą ludzi. Należy je zakopać głęboko i pod żadnym pozorem nie ujawniać, rezygnując z dojścia do prawdy. Krótko mówiąc - trzeba utopić lustrację.

***

Osobiście mi się wydaje, że w tej sytuacji najlepsze, co można zrobić, to dotrzeć do prawdy. Metodycznie i poza sferą publiczną. I dobrze, że Kościół to zaczął. Bo tylko dokładne zbadanie akt i umożliwienie zainteresowanym ustosunkowania się do dokumentów ma szansę zakończyć tę grę.

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 17.05.2024

Ostatnio dodane