"Rodzina do góry nogami"
dodane 2007-01-09 12:16
Reportaż z "Wysokich obcasów" (Dwie mamy Jasia. Lesbijki zakładają rodzinę.) komentuje Rzeczpospolita. Fragment jednej z opinii brzmi:
Jedynym sposobem przeciwstawienia się narzucaniu nam takiego modelu rodziny jest kontrofensywa ideowa, debata na temat wartości tkwiących w tradycyjnej rodzinie. Trzeba jednak rozegrać to mądrze, aby na głośnym konflikcie nie zyskiwała mniejszość.
Bez wątpienia - rodzina jest wartością, której trzeba bronić. Pytanie o to, czy jeszcze wiemy, jakie wartości tkwią w tradycyjnej rodzinie? I czy w kanonie politycznej poprawności, gdzie nazywanie dobra dobrem a zła złem określane jest mianem fanatyzmu nie przestraszy nas przyklejona etykietka? Każdy człowiek wie, że naklejenie na chrzanie etykietki: "miód" nie spowoduje zmiany zawartości. Przyklejenie etykietki "fanatyk" czy "faszysta" nie powoduje, że ktoś się nim staje...
Ale to dygresja. Pytanie brzmi - jak bronić? Czy raczej - jak przekonywać? Kiedy zobowiązanie, jakim jest założenie rodziny i posiadanie dzieci staje się prawem do ich posiadania? Kiedy działanie dla dobra drugiego człowieka staje się działaniem z potrzeby samorealizacji?
Jak przekonywać, jeśli w "normalnych" rodzinach można usłyszeć, że najważniejsze żeby mieć dziecko, bo to forma realizacji siebie jako matki czy ojca i zabezpieczenie na starość, ale jedno, bo wiecej to kłopot? I w zasadzie po co "użerać się" z mężem, skoro tak naprawdę chodzi o posiadanie dziecka i status bycia matką? Czy też - nieco głębsza, ale nie wiem, czy mniej potworna motywacja - bo człowiek potrzebuje być kochany, a dziecko kocha "za nic"?
Jak przekonywać, póki nie zmienimy naszego patrzenia na rodzinę?