Fragment katechezy o. Joseph-Marie Verlinde
dodane 2011-02-09 15:39
Obietnice NEW AGE.
Pokusa trzecia jest bardziej złożona. Jej analiza jest dosyć delikatna. Chcę ją przedstawić w wielu punktach. Pierwszym będzie indywidualizm religijny. Dotyczy to także chrześcijan. Dzisiaj jest w dobrym tonie przedstawiać siebie jako człowieka poszukującego. Oczywiście taki człowiek stawia siebie ponad istniejącymi religiami.
Człowiek przeszedł przez te wszystkie ograniczenia. To, co duchowe jest częścią tego, co bliskie, a więc do dobrego tonu należą rozmowy na te tematy przy herbacie. Ale człowiek chce się ustrzec od wejścia w posłuszeństwo wiary. Po prostu nie angażuje siebie.
Przeczytam wam kilka zdań, których autorem jest człowiek w Polsce nieznany, dyrektor wielkiego koncernu wydawniczego we Francji. Człowiek czynu. „W naszych czasach każdy powinien sobie stworzyć swoją religię. Poddanie się całościowym systemom religijnym nie odpowiada dziś metafizycznemu, spersonalizowanemu marketingowi…, Najciekawsze poszukiwania religijne prowadza do stworzenia własnego <kit> (jest to amerykańskie wyrażenie określające własną, małą, wygodną religię.). Odczuwać to, co odpowiada własnym potrzebom i harmonizuje z naszą osobowością. Oczywiście – nie jedna wiara na zawsze, bo to oznaczałoby rezygnację z posługiwania się rozumem. Wiara jest czymś, co człowieka niepokoi, ale samo poszukiwanie – nie.”
Kiedy młodzi ludzie mówią mi: „Jestem poszukujący”, pytam ich wprost: Czy po to, aby poszukiwać, czy aby znaleźć? Dziś ludzie żyją w nieustannym poszukiwaniu, ale starają się, aby przypadkiem nie odnaleźć, bo to wymagałoby nawrócenia. Dlatego nadal mogą sobie żyć tak, jak chcą, oczekując, aż przyjdzie pewność – co wiem, że nigdy nie nastąpi, bo tak naprawdę tego nie chcą. Nie chcą opuścić własnej infantylnej wolności, która polega na życiu byle jak, według chwilowych zachcianek. Jest to oznaką niezrozumienia różnicy pomiędzy wolnym wyborem a wolnością. Pierwsze polega na możliwości wyboru dobra lub zła a drugie to moc do wybierania wyłącznie dobra. Przejście między nimi to zmiana z młodzieńczości w dorosłość, w której człowiek decyduje się na to, by być odpowiedzialnym za swoje życie. Wybiera te prawdę, którą przeczuwa w swoim sercu, wychodząc z etapu młodzieńczego zagubienia, w którym uciekał w archaiczne wyobrażenia, w magiczny świat, w którym wszystko jest możliwe i dozwolone. Jednak, o czym już mówiłem, żyjemy w społeczeństwie, którego dotykają skutki braku ojcostwa i nie potrafi ono przejść z etapu młodzieńczości w dorosłość. Nie ma już w nim odniesienia do ojcostwa, przez które można zetknąć się z innością, z kimś drugim, by dzięki temu móc odnaleźć własną prawdę. Pewien francuski pisarz powiedział kiedyś, że „brzegi są szansą dla rzeki”. Nastolatek jest niczym wodne rozlewisko bez brzegów, podobne do przypływu morza – brak mu tożsamości. Nie jest skuteczny w swych działaniach. Dorosły to ten, kto poznał swe granice i współdziała z nimi w sposób realistyczny. Dzięki temu, że wie, kim jest, może decydować o swoim życiu i dokonywać wyborów. W ten sposób staje się rzeką, która ma swe imię, swą tożsamość i może czynić wiele dobrego.
Pierwszym naszym ograniczeniem jest to, że nie jesteśmy Bogiem. W tym miejscu rodzi się podstawowe pomieszanie, które bardzo szybko rozprzestrzenia się w naszej kulturze. Mam na myśli religie naturalistyczne, w których zanika różnica między mną a Bogiem (będę jeszcze o tym mówił). Powoduje to duchowe pozostawanie na etapie małego dziecka, które jeszcze nie uświadamia sobie własnej odrębności jako bytu, nie jest jeszcze ukostytuowane jako osoba i nie jest odpowiedzialne. Wracam tu do problemu indywidualizmu. Gdy te niekończące poszukiwania motywowane są ciekawością, wówczas, w zależności od stanu ducha szuka się na lewo i prawo: nieco hinduizmu, trochę taoizmu, trochę islamu itd., itd… Wszystko zależy od chwilowego samopoczucia. Tendencja ta obecna jest w tym, co dziś nazywamy mianem New Age.
New Age jest narzucającym się naszej kulturze prądem niby religijnym, który bardzo mocno popiera taką „duchową turystykę”. Jest takie francuskie przysłowie: „toczący się kamień nie obrasta mchem”. Wszystko to dzieje się w otoczce tzw. tolerancji. W imię tolerancji należy wszystkiego spróbować. Ale – bądźmy realistami – ta tolerancja dotyczy wszystkich, z wyjątkiem chrześcijan, którzy zdecydowanie żyją swą wiarą. Byłem zaskoczony, gdy odkryłem w wielu tekstach stojących u podstaw New Age (Helene Blavatsky, Alice Bailey, Crime uważanych za wielkich proroków New Age) zdanie, że u końca XX wieku cała ludzkość przyjmie ten nowy paradygmat religijny i osatnimi jego przeciwnikami będą wyznawcy „religii Księgi”, jakimi są: islam, judaizm i chrześcijaństwo. Jednak i oni będą musieli się nawrócić – dobrowolnie lub siłą. Nie chcę kłaść nacisku na słowo „siłą” – ale pragnę ukazać hipokryzję tej tzw. tolerancji. Dziś tolerancja dotyczy wszystkich, prócz wierzących i praktykujących, przekonanych o swojej wierze. Wiara wzbudza lek, gdyż buduje człowieka odpowiedzialnego, będącego w stanie rozeznawać subtelne manipulacje, którym może być poddawany. Zauważmy, że wszelkie społeczne patologie jak i brak osobistego zaangażowania ze względu na egoistyczny indywidualizm są podtrzymywane i stopniowo uważane za normalne. Podejmuje się różne środki , by prowadzić ludzi do fuzjonalnej mistyki. (...)
Bracia, musimy być bardzo ostrożni, gdyż taka fuzjonalna mentalność rozprzestrzenia się także wśród chrześcijan. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale we Francji zaskakująco duża ilość chrześcijan wierzy w reinkarnację. Mało kto rozumie, czym jest zmartwychwstanie i dlatego przyjmuje się elementy wiary wschodnich tradycji, tworząc synkretyzm, w którym nikt nie jest w stanie rozpoznać własnej tożsamości. Słyszałem, że i u was są ludzie, którzy próbują połączyć buddyzm, hinduizm i chrześcijaństwo. Nie jestem przeciwnikiem dialogu między religiami, ale tym powinni zajmować się specjaliści. Chcąc pogłębić naszą wiarę chrześcijańską, mamy wystarczająco dużo do roboty. Aby móc z innymi rozmawiać, samemu trzeba wiedzieć, kim się jest. We francuskich szkołach dzieci doskonale wiedzą, kim był Lao-Tse i z pamięci wymieniają trzech kolejnych następców Buddy. Znają także nazwy najważniejszych bóstw buddyjskich, ale nie potrafią wymienić choćby trzech spośród dwunastu apostołów. Jeśli wychodząc z takiej sytuacji będziemy porównywać choćby tylko te dwie religie to – nie bądźmy hipokrytami – szybko przejdziemy na buddyzm. Umacniajmy własną tożsamość! Wiara dokonuje się w dialogu dwóch osób – dla nas ten dialog oznacza pogłębienie naszej relacji z Jezusem. Użyłem słowa „synkretyzm”, gdyż za nim kryje się ogromne niebezpieczeństwo, a słowo to tak promowane jest przez New Age. Zgodnie z tendencją, jaka za nim się kryje, ponad wszystkimi religiami istnieje jakby „wspólna wiedza”, „wyższy sens”, a wszystkie religie są tylko deformacjami tej „uniwersalnej świadomości”. „Dostęp do tej uniwersalnej wiedzy daje nam ezoteryzm, dzięki temu możemy z poszczególnych religii zaczerpnąć różne elementy – przecież wszystkie religie mówią to samo, a różnią się tylko owocami działania kilku fanatyków.” Takie oto tezy można odnaleźć w poważnych książkach. Można na przykład przeczytać, że prawdziwą treścią nauki Chrystusa jest naturalizm, że Pan Jezus wcale nie twierdził, że jest Bogiem, lecz – jak to jest w hinduizmie i buddyzmie – cała natura dla Niego jest ze swej istoty boska i że On sam był częścią powszechnej boskości, tak jak jej częścią jesteśmy wy i ja. I tylko ten fanatyk, św. Paweł, zbudował z czasem taką szczególną religię, która winna jest niewyobrażalnej ilości zbrodni. To taka smutna karykatura, ale – niestety, przynosi ona owoce nawet w chrześcijańskich środowiskach.
Wykładam w szkole inżynieryjnej i często zdumiony jestem pytaniami na temat Ewangelii, które zadają mi słuchacze. Przeczytali oni masę książek z kręgu New Age. Te wszystkie aberacje mówione na temat Ewangelii są przerażające. Jeśli dzisiaj ktoś mówi coś inteligentnego na temat Ewangelii – nie ma szansy, by zechcieli to przeczytać. Natomiast jeśli tę samą wypowiedź zredukujecie do ujęcia naturalistycznego – możecie być pewni, że stanie się bestsellerem. Istnieje bardzo wyraźna promocja literatury anty-chrześcijańskiej. Cel zawsze jest ten sam: trzeba zwalczyć religię, która stara się zwrócić uwagę człowieka na jego wymiar osobowy, a także – ustawić go na twardym gruncie, gdzie w wolności będzie mógł odpowiedzieć temu Bogu, który go nawiedza. Jednak pragnie się nas zatrzymać w tym naturalistycznym zamęcie.(…) Człowiek wolny zawsze wywołuje lęk, a chrześcijaństwo właśnie jest religią autentycznej wolności człowieka. Pan Jezus umarł na Krzyżu właśnie po to, abyśmy mogli być naprawdę wolni (Gal. 5). Nie pozwólmy odebrać sobie swojego dziedzictwa! I nie pozwólmy, aby wyznawanie Dobrej Nowiny powodowało w nas poczucie winy. Pewnie niebawem w Polsce będzie tak, jak we Francji, gdzie człowiek boi się przyznać do chrześcijaństwa, bo wydaje się to śmieszne. „Jeszcze w tym siedzisz? Zostałeś w średniowieczu! Nie mogłeś nic lepszego znaleźć? Wierzysz w ten zbiór głupot?…”
Bracia, umiejcie zdawać sprawę z tej radości, która jest w was! Mamy obowiązek formować się, abyśmy mogli głosić Chrystusa jako nadzieję człowieka wobec tych wszystkich zawężających ideologii, które chcą nas zredukować do komórki istniejącej wewnątrz energii kosmicznych.