Muzyka rock, tańce, a typ wrażliwości religijnej
dodane 2014-01-10 11:25
W muzyce metalowej podobała mi się moc. Ale trzeba wypreparować tą moc od agresji...
Można przejąc metalową moc, otwarte głosy(bo zdzierania zchrypiałych gardeł nie lubię) . Przykład tego jest choćby tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=rQHPszuhlas
http://www.youtube.com/watch?v=VjKZacmbQ-g
http://www.youtube.com/watch?v=sRogtbUclEE&list=PL9B863DADD26D5B85
To nie jest problem tylko black metalu, ale całej muzyki o dionizyjskim charakterze.
Opisuję ten problem tutaj: http://misjakultura.blogspot.com/2013/01/zy-rock.html
To jest problem zapomnienia, że formy materialne nie są obojętne, symbolicznie, treściowo, czy moralnie. One znaczą(nie tylko słowa znaczą), i działają.
Można mówić o dwóch typach kultu. Ten pierwszy można określić również za F. Nietschem dionizyjskim, a te drugie apollińskim. pierwszy polega m. in. na przeważającej roli doświadczeń transowych, wyzwolenia od porządku-formy, instytucji. Innymi słowy, jak pisała Mary Douglas wiążąc rolę transu z tendencją antyrytualistyczną(sprzeczną z katolicyzmem- bo Msza święta jest Doskonałym Rytuałem- a jednak przez katolików przyjmowaną): „trans, jako forma oddzielenia będzie tym bardziej zaakceptowany i przyjmowany im słabsze będzie ustrukturyzowanie społeczności.”
Być może dlatego tak dużą akceptacją cieszą się dzisiaj takie formy kulturowe, które w ową transowość się wpisują, jak choćby koncerty muzyki zbudowanej na bazie doświadczeń ekstatycznych, które zostały uznane przez kard. Ratzingera za sprzeczne z chrześcijaństwem:
"Pomyślmy na przykład o dionizyjskim typie religii i jego muzyce, o której mówił Platon ze swego religijnego i filozoficznego punktu widzenia. W niejednej formie religii muzyka służy odurzeniu, ekstazie. Wyzwolenie człowieczeństwa z wszelkich ograniczeń, ku któremu zmierza właściwy człowiekowi głód nieskończoności, ma być osiągnięte poprzez święty obłęd, poprzez szaleństwo rytmu i instrumentów. Taka muzyka obala bariery indywidualności i osobowości; człowiek uwalnia się w niej od brzemienia świadomości. Muzyka staje się ekstazą, wyzwoleniem od własnego „ja", zjednoczeniem z wszechświatem. Zeświecczony nawrót tego typu przeżywamy dzisiaj w muzyce rockowej i pop, której festiwale są idącym w tym samym kierunku antykultem – żądzą niszczenia, zniesieniem barier codzienności i iluzją wyzwolenia od własnego „ja" w dzikiej ekstazie hałasu i masy. Chodzi tu o formy wyzwolenia, które są pokrewne działaniu środków odurzających i z gruntu przeciwstawne chrześcijańskiej wierze w zbawienie. " (Nowa Pieśń dla Pana s.193)
"Przejawem podobnej postawy są zielonoświątkowe, „charyzmatyczne” i obecne w niektórych wspólnotach protestanckich „wylania ducha”, w których dochodzi do orgiastycznych scen, konwulsyjnych ruchów ciała i bezładnego bełkotu. Współczesna muzyka rozrywkowa powstała właśnie w takich warunkach:
Dla zielonoświątkowców, jak sama nazwa wskazuje, największym darem Ducha Świętego jest dar mówienia językami, który umożliwia rozumienie, dar widzenia przyszłości i uzdrowienie. Paradoksalnie dar języków przejawia się poprzez całkowicie niezrozumiały bełkot i okrzyki „Alleluja”. Im mniej można go zrozumieć, tym bardziej wyraźny to dowód, że mówca stracił świadomość i nie ma kontroli nad tym, co jest mu przekazywane. Brak artykulacji uważa się za dowód boskiej inspiracji. Tak samo, jak „taniec w Duchu”, mimowolne okręcanie się i przytupywanie bez udziału woli, tiki, skurcze, drżenia, są oznaką błogosławieństwa.
Michael Ventura w swoim opracowaniu historii muzyki rockowej wyprowadza genealogię terminu z obrzędów czarnych niewolników w południowych stanach USA. Kołysanie /rock/ kaznodziei oznaczało tam ekstatyczny, rytmiczny śpiew psalmów. Uczestniczyła w tym śpiewie cała wspólnota. Od przełomu stulecia a prawdopodobnie o wiele wcześniej istniał termin oznaczający uprawianie muzyki rockowej w kościele. Gdy w kościele śpiewano a nawet wykrzykiwano murzyńskie pieśni, kiedy klaskano zgodnie z rytmem, gdy pot spływał strumieniami a wierni popadali w omdlenie, mówili językami, unosili się i mieli świadomość e są wyzwalani, to było to rozumiane jako przejaw obecności Ducha św., nazywano to rockowaniem w kościele. Uczestnicy liturgii uprawiali kościelny rock. Tego rodzaju muzyka wywoływała w kościele kołysanie,entuzjazm. Na tym rocku, na tej skale był oparty ten kościół /chodzi o denominacje protestanckie amerykańskiego południa/, bardziej ni na skale Piotra. Okrzyki entuzjazmu, które się rozlegały, nie były ani krzykami rozkoszy ani krzykami śmierci, ale zespalały się i dźwięczały w jednym...zarówno śpiew Little Richarda jak i Janis Joplin , Arethy Franklin i Jamesa Browna i Bruce`a Springsteena, wszystkie te krzyki wywodzą się bezpośrednio z tych kościołów.” Wspominany już berliński teolog Rolf Fisher opisał dokładnie występowanie takich” podobnych do upojenia ekstatycznych stanów”, które niegdyś występowały w czasie liturgii a dzisiaj są poszukiwane w koncercie rockowym." (Ks. W. Kulbat, No future, http://wkulbat.pl/index2.php?option=com_content&do_pdf=1&id=375 (5.12.2013))
Związek między antyrytualizmem a różnymi przejawami ekstatyczności jest również widoczny w akceptacji dla tańców towarzyskich, w których przekracza się granice dystansów obowiązujące w danej kulturze. Cechą ekstatyczności jest bowiem również zagubienie granic zmysłowości. Można się spierać o to, czy takie zachowania podpadają pod kategorię ”transu”, natomiast widać wyraźnie że ich krytyka, tak samo jak i krytyka naruszeń zasad skromności w ubiorze i zachowaniu ustępuje wraz z umacnianiem się tendencji antyrytualistycznej w Kościele. Pamiętamy krytykę polki, walca, tanga, czy „nowych tańców murzyńskich”., nieskromnych strojów, plażowania, itd. Tańce i dionizyjskie misteria Kościół zwalczał zawsze, ale wraz z utratą kontroli nad kulturą musiał zmierzyć się z problemem ukształtowania jej przez antykatolicki, antyrytualny model, który wygenerował przemiany „szalonych lat dwudziestych”, a także rewolucji obyczajowej lat 60-ych poprzedniego wieku. Nawet w samym Kościele przyjęto te zmiany, czego przykładem jest praktyczna interpretacja tzw. inkulturacji. W jej imię do Liturgii włącza się dziś i te elementy( muzykę, i taniec) różnych kultur ludowych, które wpisują się z ekstatyczne formy religii i dlatego nie są do pogodzenia z katolicyzmem.
Widzimy więc, że ma miejsce odrzucanie z kultur ludowych tego, co pomaga wierzyć, a przyjmowanie tego, co z wyznawaną wiarą jest sprzeczne. Obok przyjmowania dionizyjskich form kultu, występuje bowiem jednoczesna krytyka starej pobożności ludowej, jakoby była zakamuflowanym splotem pogańskich wierzeń.