Święci o walce duchowej

Powołanie ojca Pio

dodane 08:32

 

Ojciec Pio tak opisuje swoje powołanie: 
 
 
"W imię Jezusa. Amen 
Wszystko, co zamierzam zrelacjonować w tym ubogim moim piśmie, jest wyłożone na mocy świętego posłuszeństwa. Pan Bóg sam może w pełni zrozumieć wielką odrazę, z jaką piszę o tych sprawach. Sam jest moim świadkiem, a gdyby mnie nie umacniał w szanowaniu autorytetu, zdecydowanie odmówiłbym, nawet buntując się, nigdy bym nie został nakłoniony, aby wyłożyć na piśmie to, co zamierzam napisać w pełni świadom mojej niegodziwości tej duszy, która była zaszczycona przez niebo tak znakomitymi łaskami. Pan Bóg niech będzie łaskaw mi pomóc i umocnić mego ducha, by umiał przemóc zażenowanie, jakiego doświadczam w ukazywaniu tego, co zamierzam napisać. 

Oto pierwsze nadprzyrodzone wezwanie dla tej duszy, aby pozostawiła świat i drogę wiecznego potępienia i poświęciła się całkowicie służbie Pana Boga. 

Ta dusza czuła silnie od najwcześniejszych lat powołanie do zakonnego stanu, lecz ponieważ dorastała, niestety zaczęła odczuwać wielki pociąg do pokus tego świata. W sercu tego biednego stworzenia potężna bitwa rozpoczęła się między wzrastającym silnym powołaniem, z jednej strony, a słodką, lecz fałszywą rozkoszą w urokach tego świata, z drugiej. Być może, albo raczej bez wątpienia, z mijającym czasem uczucia zatriumfowałyby nad duchem i zniszczyłyby dobre ziarno Bożego wezwania. Pan Bóg jednak pragnął tej duszy dla siebie, był łaskaw zaszczycić tę osobę wizją, którą opiszę. 

Pewnego dnia podczas rozważania nad powołaniem, gdy zastanawiał się jak można zdecydować się, aby pożegnać świat, ażeby poświęcić się całkowicie Panu Bogu w świętym klasztorze, jego zmysły zostały nagle zawieszone i został zmuszony, aby uporczywie wpatrywać się oczami duszy w rzeczy całkiem odmienne od tych widzianych oczyma ciała. 

Ujrzał przy swym boku majestatycznego mężczyznę rzadkiej piękności, promieniującego jak słońce. Ten wziął go za rękę i powiedział: "Pójdź ze mną, ponieważ stosowane jest, abyś walczył jako dzielny wojownik". Poprowadził go na rozległą równinę, gdzie była wielka rzesza ludzi podzielonych na dwie grupy. Po jednej stronie zobaczył ludzi pięknej fizjonomii, ubranych w śnieżnobiałą odzież, po drugiej ludzi czarno odzianych, o odrażającym wyglądzie, którzy wydawali się podobni do ciemnych cieni. 

Między tymi dwiema grupami była szeroka przestrzeń, w której dusza została umieszczona przez przewodnika. Gdy wpatrywał się uważnie w te dwie grupy, nagle na środek tej przestrzeni, która je dzieliła, wysunął się naprzód mężczyzna tak wysoki, że czołem dotykał chmur, a jego fizjonomia miała wygląd jakby odrażającego czarnego potwora. 

Na ten widok ta biedna dusza poczuta się całkowicie zmieszana i poczuła, że życie w niej zamarło. Ta straszna postać zbliżała się coraz bardziej do przodu, a przewodnik u boku duszy informował ją, że będzie musiała podjąć walkę z tym indywiduum. Na te słowa biedaczka zbladła, trzęsła się cała i prawie padła zemdlona na ziemię, tak wielkie było to przerażenie, którego doświadczyła. Przewodnik podtrzymał ją ramieniem, aż doszła biedaczka do siebie po tym przerażeniu, następnie zwróciła się do przewodnika i błagała go, aby chronił ją od wściekłości tego strasznego stworzenia, powiedział jej bowiem, że ten mężczyzna jest tak silny, że siła wszystkich ludzi złączona razem nie byłaby wystarczająca, aby go zwalić z nóg. 

"Wszelki opór jest bezużyteczny, jest wskazane, żebyś go zwalczył. Nabierz otuchy, wkraczaj do walki z pełnym zaufaniem, idź do przodu odważnie, ponieważ będę blisko Ciebie. Będę ci pomagać i nie pozwolę, aby cię pokonał. W nagrodę za zwycięstwo nad nim dam ci wspaniałą koronę, aby zdobiła twoją głowę". Ta biedna dusza nabrała otuchy i wkroczyli do walki z tą straszną i tajemniczą postacią. Uderzenie było wspaniałe, ale z pomocą przewodnika, który nigdy nie opuszczał jego boku. Ostatecznie pokonał przeciwnika, rzucił go na ziemię i zmusił, aby uciekł. 
Następnie przewodnik, wierny swej obietnicy, wziął z dołu swych sukien koronę wyjątkowej wspaniałości, niewysłowionego piękna, którą umieścił na jego głowie, lecz po chwili, zdjął koronę, mówiąc, że tak uczyni: "Będę miał dla ciebie nawet piękniejszą koronę, jeśli odniesiesz zwycięstwo w walce z tą osobą, z którą już walczyłeś. Ona będzie powracała nieustannie do ataku, aby odzyskać utracony honor. Walcz dzielnie i nie wątp w moją pomoc. Miej oczy szeroko otwarte, ponieważ ta tajemnicza postać będzie usiłowała wziąć cię przez zaskoczenie. Nie obawiaj się jej ataków czy strasznego wyglądu. Pamiętaj o tym, co ci obiecałem, że będę zawsze blisko ciebie i będę ci zawsze pomagał, zawsze uda ci się go pokonać". Kiedy ta tajemnicza postać została zwyciężona, cały niezliczony tłum odrażających osób rozpoczął walkę, wykrzykiwał i złorzeczył i wrzeszczał ogłuszająco, podczas gdy z drugiego tłumu dochodził głos aplauzu i pochwały dla wspaniałego mężczyzny bardziej promieniującego niż słońce, który pomagał tej biednej duszy tak wspaniale w srogiej walce. Tutaj wizja skończyła się". 
Ta wizja napełniła tę biedną duszę tak wielką odwagą, że wydawało się jakby tysiąc lat wcześniej był w stanie porzucić świat na zawsze, aby poświęcić się całkowicie Bożej służbie w jakimś instytucie zakonnym. 
Ta wizja była zrozumiała dla tej duszy, chociaż nie całkowicie jasna. Pan Bóg jednakże był łaskaw objawić znaczenie tej symbolicznej wizji następną wizją na kilka dni przed wstąpieniem Ojca Pio do zakonu. Mówię kilka dni, ponieważ on już wcześniej zwrócił się do przełożonego Prowincji o przyjęcie i otrzymał twierdzącą odpowiedź, kiedy Pan Bóg obdarzył go tą kolejną wizją, która była czysto zmysłowa. To przypadło w święto Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, pięć dni przed odjazdem z domu rodzinnego. Przyjął Komunię świętą i był zajęty osobistą rozmową z Panem Bogiem, kiedy jego dusza nagle została zalana nadprzyrodzonym światłem. Za pomocą tego najbardziej czystego światła zrozumiał błyskawicznie, że jego wstąpienie do zakonu na służbę Monarchy Niebieskiego oznaczało narażanie się na walkę z tajemniczą postacią z piekła, z którą walczył w poprzedniej wizji. 

Zrozumiał wtedy i to było wystarczające, aby dodać mu otuchy, że chociaż demony będą obecne w jego walkach, aby wyśmiewać się z jego uchybień, to jednak nie należy się obawiać, ponieważ aniołowie będą również obecni, aby przyklasnąć jego zwycięstwom nad szatanem. 

Obydwie były symbolizowane przez dwie grupy, które widział w poprzedniej wizji. Również zrozumiał, iż przeciwnik, z którym musi walczyć, był straszny, jednak nie ma powodu, by się obawiać, ponieważ Jezus Chrystus sam osobiście reprezentowany przez tę promieniującą osobę, która spełniała rolę jego przewodnika, będzie mu pomagać, będzie zawsze przy jego boku, aby mu pomóc i nagrodzić go w raju za zwycięstwa, pod warunkiem że będzie pokładał swoją ufność w Nim i walczył wspaniałomyślnie. 

Ta wizja uczyniła tę duszę silną i wspaniałomyślną w rozkazie opuszczenia świata. Jednakże nie wolno wyobrażać sobie, że ona nie musiała niczego cierpieć w niższej części duszy, ponieważ opuszczał własną rodzinę, do której był silnie przywiązany. Odczuwała nawet miażdżenie kości, gdy rozstanie się zbliżało, a ten ból był tak silny, że prawie zemdlała. 

Ponieważ dzień odjazdu zbliżał się, męka wzrosła. Nadeszła ostatnia noc, którą spędzał w rodzinie. Pan Bóg przyszedł, aby ją pocieszyć jeszcze inną wizją. Oto oglądała Pana Jezusa i Jego Matkę w całym ich majestacie. Oni dodawali odwagi i zapewniali o ich szczególnej miłości. Na koniec Pan Jezus położył mu rękę na głowie i to było wystarczające, aby umocnić wyższe części duszy, ażeby nie uroniła ani jednej łzy przy tym bolesnym rozstaniu, mimo że cierpiała bolesną mękę, która ją rozdzierała w duszy i ciele. 

Powołanie Ojca Pio, proroczo nakreślone przez Pana Jezusa, rozwija się według zamierzeń Boga: pokorny, słaby, bezbronny zakonnik z Pietrelciny jest przeznaczony do wzniosłej misji "powołania do współpracy w dziele odkupienia" przez udział w bólach kochającego Ukrzyżowanego, który wybrał go jako żertwę ofiarną miłości i bólu. Dlatego całe życie tego niezwykłego syna Biedaczyny z Asyżu będzie nieprzerwaną, zawsze wściekłą i bezlitosną walką z szatanem, który często posunie się do krwawych rękoczynów. W każdej walce szatan będzie nieustannie poniżany, zdeptany i pokonany. Stygmatyk z Gargano, zawsze jednak odniesie olśniewające zwycięstwo nad wrogiem, dokonane wyłącznie mocą nieprzezwyciężonej Męki i Zmartwychwstania Pana Jezusa. 

Krótko mówiąc: Jezus Chrystus jest Tym, który doprowadza szatana do stanu niemocy, bezustannie osłabiając go przez Ojca Pio. 

 
 
źródło: 
Tarcisio z Cervinara OFMCap 
Szatan w życiu Ojca PioWydawnictwo Archidiecezji Łódzkiej, 2002
 
 
 
 
św. Pio z Pietrelciny - módl się za nami!
 
 
nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 17.11.2024

Ostatnio dodane