O mnie

Mniej rozwodów. Kościół postawił na kampanię społeczną

dodane 14:22

Intelektualiści, jak Cohn-Bendit, głoszą, że polityka powinna nadążać za zmianami społecznymi, które należy obowiązkowo rozumieć jako progres (liberalny). Nie ma nadziei dla trwałej struktury małżeńskiej - organizacja ludzkiej wspólnoty i tak skłania się lub zostanie nagięta do indywidualistycznego etosu. Dla implementacji roszczeń seksualnych zanarchizuje się cały stabilny system prawny.

Zakaże się palenia papierosów, połowów ryb i chodzenia po rezerwatach. Będzie edukowało się i reedukowało równościowo i jakkolwiek inaczej. Można kształtować wszelkie nawyki, lecz nie te które chroniłyby rodzinę i dziecko, cóż dopiero nienarodzone.

Gdzie zapodziała się  ekologia człowieka i rodziny? Czy faktycznie, jak od czasów rewolucji seksualnej, polityka społeczna nie ma nic pozytywnego do zrobienia dla rodziny, bo liczy się nadążanie za zmianami najeżonymi marksistowsko – liberalną retoryką? Czy damy się przejechać walcowi determinizmu historycznego i poddamy się bez walki chaosowi? Zmienimy nawyki żywieniowe, a nie potrafimy zapobiec nieszczęściu dzieci z porozbijanych gniazd pochodzenia? Dla większości z nich rozwód rodziców jest bardziej traumatyczny niż ich śmierć w wypadku samochodowym. Śmierć zaleczy się rytualną żałobą. W przypadku odejścia od współmałżonka dzieciom wmawia się, że mama lub tato mają prawo do szczęścia. To jeden z wielu mitów środowisk - z katedr czasopism kobiecych jak Wysokie obcasy - kształtujących myślenie ludzi. Dziecko nie przebacza macosze lub ojczymowi. Pamięta i tkwi w rekonstruowanej rodzinie w roli delegata wykluczonego biologicznego rodzica.

Mieszkańcy Jacksonville na Florydzie, portowym mieście nad Oceanem Atlantyckim, zainspirowani teorią ugruntowaną przez szereg badań socjologicznych wzięli kryzys rodziny w swoje ręce i zapobiegli rozpadowi więzi rodzinnych z pomocą narzędzi właściwych dla polityki społecznej. Organizacje pozarządowe (Philantropy Roundtable, Live the Life, Culture of Freedom Initiative) wypracowały program docierania do małżonków z informacją, że warto skorzystać ze wsparcia, dzięki któremu ocali się erodujący związek.

W akcję włączyły się parafie katolickie i baptystyczne. Przeprowadzono wielką kampanię społeczną. Poziom udziału w poradnictwie rodzinnym, terapii par i profesjonalnych interwencjach wzrósł z 300 osób do 50 tysięcy. Nastąpił spadek rozwodów o 30 procent. Jak na Amerykę to zawrotna cyfra.

Okazało się, że większość problemów prowadzących do rozwodów da się rozwiązać. Mężczyźni i kobiety ulegali wywieranej przez massmedia presji ekspresowego rozwiązania trudności partnerskich polegającego na rozstaniu się. Nikt ich nie uczył wzajemnej komunikacji, skłonności do kompromisu i ustępstwa, znoszenia dyskomfortu, czasami niepowodzeń i cierpienia a przede wszystkim budowania relacji opierającej się na zaufaniu. Wielu młodych ludzi nie miało przykładu. Pogodzenie się z niedogodnościami i szacunek dla różnic płciowych pozwoliło parom objętym programem na przeformułowanie doświadczeń postrzeganych jako traumatyzujące w rozwojowe.

Jak widzimy, w łańcuchu profilaktycznym i przeciwkryzysowym, gdy znalazło się miejsce dla wierzących, baza kulturowa akcji poszerzyła się znacząco. Zaangażowani religijnie liderzy byli inicjatorami kampanii a struktura parafialna jej fundamentem.

Kościół angażujący się w nowoczesne kampanie społeczne, wykorzystujący metody wpływu społecznego, przemyśliwujący i projektujący strategie dobrze rozumianego marketingu ewangelizacyjnego, zaradnie zarządzający kryzysem wizerunkowym przyznaje się do Chrystusa na współczesnych areopagach i wypełnia jego misję.

Ile jeszcze trzeba czasu, aby przezwyciężyć fideizm i obrzydzenie duchownych do narzędzi, którymi posługuje się psychologia społeczna?

Owszem, młodzież odchodzi do Kościoła, ale nie przekona grupy docelowej stojącej w rozkroku między ideologią radykalnej równości a tradycją przodków, jaką jest już większość młodych ludzi, pląsanie z gitarą, choćby i na otwartej przestrzeni ulicy. Tę młodzież pociąga sprawnie przeprowadzona akcja reklamowa. A dla Boga nie ma trywialnej i odpychającej komunikacji z Ludem Bożym.

Nieśmiałe próby - które rozwścieczyły Wyborczą - zwrócenia uwagi na etykę seksualną na billboardach podejmowała już kiedyś archidiecezja poznańska. Dane o kohabitacji robiły wrażenie. Powtórzmy to nie oglądając się na syczenie nieprzyjaciół rodziny.