Moja wizja małżeństwa, czyli święty Trójkąt.

dodane 16:54

O tym, jak to nic chce podpowiadać Bogu jak ma czynić stworzenie.

No tak, tego jeszcze brakowało, żeby garnek mówił Garncarzowi jak ma go ulepić jak to pisał św. Paweł. A kimże ja jestem żeby doradzać Panu Bogu? Dużo w tym racji i może nawet tak jest z tym, że w końcu kiedyś stanę przed Panem Bogiem i będę Go mógł poprosić o taką czy inną łaskę. Dobrze jest więc się zastanowić czy Pana Boga mogę poprosić o łaskę dopiero po Paruzji czy już teraz i czy w ogóle będę Go mógł prosić o cokolwiek z rzeczy, które opiszę poniżej. Do rzeczy więc. Otóż mnie nie podoba się małżeństwo takie jak zostało ono stworzone przez Pana Boga. Dlaczego? Otóż dlatego, że nie mogę kochać swojej żony bezpośrednio tak jak Bóg kocha człowieka tutaj na ziemi. Przykładem takiej miłości jest święta Teresa z Avila, która doświadczała częstych stanów mistycznych miłości Boga do niej. Ona czuła tę miłość Bożą do niej, była ona skierowana prosto do jej duszy. Małżonkowie tutaj na ziemi nie mogą się tak kochać, będzie to dla nich dostępne, o ile wiem, dopiero w niebie. Ale wtedy nie będą już małżonkami, choć z drugiej strony ich miłość ku sobie będzie znacznie silniejsza i głębsza niż była na ziemi, głębsza niż seks, głębsza niż zmęczenie, zmienne nastroje, wierniejsza, czystsza, silniejsza niż śmierć, choć z drugiej strony miłość ludzka do pewnego stopnia też może być taka. Dusze w niebie będą się kochać bezpośrednio przekazując sobie miłość podobnie jak to czyni Bóg. Teraz na ziemi tego nie można czynić. Pytanie jest więc następujące: nikt się nie chciał tak kochać, żadne z małżeństw i dlatego Bóg tego nikomu nie dał, czy też jest to na ziemi niemożliwe, choć jest możliwe w niebie? Z drugiej strony Bóg czasami daje zakosztować ludziom darów niebieskich już tu na ziemi, więc może jest tak, że to tylko od człowieka zależy, czy je dostanie. Taka miłość bezpośrednia dusza-do-duszy ma tę zaletę, że jest podobna nawet nie tyle do ziarnka gorczycy, ale do małej komóreczki, która łącząc się z innymi tworzy potężne drzewa, np. sekwoje w toku ewolucji. Tak więc miłość między małżonkami może ma właśnie taką własność, którą zapewnia jej sakrament małżeństwa, że startuje od czegoś maleńkiego na początku małżeństwa, w dniu zawarcia związku i może z Bożą pomocą rosnąć w nieskończoność na pewnym etapie pokonując wrażenia związane z seksem i zwykłym pożądaniem. Możliwe zatem, że w toku rozwoju miłość czysto duchowa będzie o wiele silniejsza od doznań fizjologicznych, od potrzeb czysto psychologicznych ciepła, opieki, pomocy, czułości, wierności. Taka duchowa miłość może się rozwijać cały czas i może się zdarzyć, że kochający się małżonkowie przejdą ograniczenia cielesne i biologiczne, i otrzymają zmartwychwstałe ciała na wzór Chrystusa zmartwychwstałego - niemożliwe? Moim zdaniem nie. Na chwilę przerwę rozważania i zastanowię się jakby takie małżeństwo wyglądało. Życie małżeńskie powinno wyglądać podobnie do wspólnoty zakonnej, która jest najbardziej oddana Bogu. Małżonkowie powinni wszystko oddawać Bogu, modlić się pracą, pożyciem, oczywiście rozmawiać często ze sobą, modlić się za siebie i dzieci. Powinni mieć pragnienie nieustannego wzrostu, nigdy nie powinni stać w miejscu ze swoim wzrostem duchowym, powinni się modlić do Boga o nieustanny postęp w rozwoju duchowym. Takie małe pytania do małżonków: czy zapraszacie Boga do swojego pożycia, do swojego orgazmu, aby was w tych chwilach przenikał i wam błogosławił, czy też raczej nie myślicie o Nim albo co gorsza wypychacie Go ze sfery intymnej chcąc pozostać sami? Czy modlicie się przed pożyciem i po stosunku, czy dziękujecie Bogu za to, że mogliście współżyć ze sobą? A czy w ogóle dziękujecie Bogu za siebie, czy powierzacie się Chrystusowi za pośrednictwem Maryi na wzór niewolnictwa św. Ludwika Marii Grignona de Monfort? Czy modlicie się razem z dziećmi? Czy przynależycie do wspólnot lub ruchów Kościelnych, np. do Domowego Kościoła? Czy często uczestniczycie w tygodniu we Mszy Świętej? Czy często przyjmujecie komunię duchową? I najważniejsze: czy kochacie Boga bardziej niż małżonka i rodzinę? Jakby spytać teologa co trzeba robić, aby kroczyć drogą nieustannego wzrostu do Boga to podałby o wiele więcej wymagań. Teologia życia duchowego jest bardzo bogata. Zatem małżeństwo powinno tworzyć wraz z Bogiem trójkąt: na jednym z rogów powinien być umieszczony Bóg a na dwóch pozostałych rogach powinni być umieszczeni małżonkowie; jeśli teraz będą się oni zbliżać do Boga to będę się również zbliżać do siebie. Taka jest idea wzrostu duchowego.

 Nie jest możliwe posiadanie dużej liczby dzieci przez wszystkich małżonków na wzór świętych Zelii i Ludwika Martin, rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus, gdyż w przeciwnym razie Ziemi groziłoby przeludnienie w krótkim czasie. Ale zawsze jest możliwe kroczenie drogą nieustannego wzrostu.

O co bym jeszcze prosił Boga, gdybym był małżonkiem? Prosilibyśmy Boga o zmartwychwstałe ciała i o to, abyśmy mogli ze sobą być jedno w drugim, w ciele i duszy tak jak to czyni Chrystus Eucharystyczny. Niemożliwe? A gdzie wszedł archanioł Gabriel podczas zwiastowania Maryi? Do domu? Do mieszkania? A może raczej do duszy Maryi i to wszedł na rozkaz Boży i to bez uprzedniej zgody Maryi! Zatem o to też byśmy Boga prosili. Gdybyśmy przyjmowali Chrystusa w Eucharystii to przyjmowalibyśmy Go jak Pana na swoim, my Jego niewolnicy tak jak Maryja była niewolnicą Boga. Takie zamieszkiwanie powodowałoby, że bylibyśmy dwa razy bardziej szczęśliwsi, gdyż do osobistej relacji z Bogiem dochodziłoby uczestnictwo w relacji współmałżonka z Bogiem. Oczywiście uczestnictwo, gdyż pełna relacja człowieka z Bogiem jest nieprzekazywalna jest jedyna i właściwa tylko dla danego człowieka i Boga. Ale i tak taka relacja byłaby nieprzekazywalna dla innych na wzór osobistej relacji człowieka do Boga. Każde małżeństwo by miało drugi biały kamyk na wzór białego kamyka z Apokalipsy św. Jana. Możnaby długo opisywać swoje relacje z Bogiem a i tak nigdy nie powiedziałoby się wszystkiego. Nigdy przez całą wieczność. Z drugiej strony możnaby powiedzieć, że świata się nie zbawiło, więc nie ma podstaw do tego, żeby prosić Boga o zamieszkiwanie we współmałżonku na wzór Eucharystii. No, ale ktoś mógłby zapytać a co z Łaską, z nieskończonymi zasługami Krzyża? Czy po Paruzji nie będzie tak, że będziemy się nieustannie rozwijać i na pewnym etapie rozwoju tego typu łaski będą dostępne? Tak, takich możliwości nie daje związek naturalny, ani małżeństwo w innej religii czy związek cywilny.

A co później, jakie byłyby wyobrażalne dalsze etapy rozwoju związku? Dalej to już marsz w kierunku życia Trójcy Świętej, głębokiego udziału w przebóstwieniu, posiadania natury podobnej do Boga - dwie osoby jedna natura... .

A jeśli to wszystko nieprawda, jeśli nie taka jest wola Boga? To dobrze, że jestem sam. Raczej umrzeć ze starości niż dusić się drepcząc w kółko wokół Różańca i Eucharystii. Wielkie to są rzeczy? Wielkie, ale jeśli one nie rodzą takich owoców duchowych jakie pragnę to według mnie lepiej być samemu a jeszcze lepiej być kapłanem lub zakonnikiem (w moim przypadku chyba dobrze, że nie zostałem, i to ze względów czysto duchowych). A jeśli są możliwe np. po Paruzji? To dobrze, będę czekał, choć seksu nie będzie, to może być i tak, że zawrę wieczne przymierze z jakąś świętą kobietą, która będzie miała podobne poglądy do moich. A jeśli i po Paruzji nie będzie to możliwe to przynajmniej się zbawić i być szczęśliwym przez całą wieczność. Nie wymagać rzeczy od Pana Boga, których nie chce lub nie może dać (nie może, bo tak stworzył świat).

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 29.04.2024