Nowa kategoria
Szczęście świętych
dodane 2015-11-14 15:10
Blog traktuje wyłącznie o sprawach wiary, religii i duchowości, głównie chrześcijańskiej, zwłaszcza rzymskokatolickiej, w której został wychowany autor. Proponuje nieco szersze spojrzenie na kwestie wiary i niewiary niż obowiązujące zarówno w świecie, jak i głównym nurcie wiary. Co to jest wiara? Jak ją odnaleźć? Jak żyć z wiarą i być szczęśliwym człowiekiem?
Czy na Ziemi żyli kiedyś ludzie naprawdę szczęśliwi?
Dobre pytanie. Wiele teraz pisze się o szczęściu. Każdy go pragnie. Od dziecka od łona matki każdy człowiek, chłopiec, dziewczynka, potem kobieta i mężczyzna chcą w głębi serca być szczęśliwi. Teoretycznie napisano wiele o szczęściu. Filozofowie zastanawiali się, jakie są minimalne warunki szczęścia. Jedni proponowali radykalną ascezę, inni przeciwnie - używanie życia, łapanie chwili. Niemniej problem jest otwarty.
Nie wchodźmy w teorię. Trudno mi wypowiadać się o innych kulturach, ale w naszej niewątpliwie ludzie szczęśliwi. Ograniczę się do postaci dobrze znanych, podziwianych, stawianych za wzór, ale o których nie przypuszczamy, że mogli w ogóle choć przez moment być szczęśliwi. Po kolei od najstarszych znanych, wymieńmy: bł. brat Albert Chmielowski - chorował najpierw na schizofrenię, żył w XIX wieku, leczono go w szpitalu, miał zajmować się w życiu malowaniem, nagle odkrył powołanie do życia samotnego w zakonie i pomagał do końca życia biednym. Był szczęśliwy. św. Rafał Kalinowski - powstaniec, Sybirak, działacz niepodległościowy - był szczęsliwy, ale bez grosza przy duszy. Siostra Faustyna - ukończyła 3 klasy szkoły, od dziecka praca w polu i przy domu, w wieku 16 lat zaczyna pracę jako pomoc domowa, w wieku 20 lat wstępuje do zakonu Matki Bożej Miłosierdzia, tam ciężko choruje, przeżywa mroczne chwile zamknięcia umysłu i cierpienia duszy - była jak sama twierdzi bardzo szczęśliwa, choć nie miała dosłownie nic.
święty Jan Paweł II - przeszedł długa drogę, żył 85 lat, od zwykłego wikariusza do wielkiego papieża, napisał dziesiątki tomów książek, działał w teatrze, pisał wiersze, jednak podobnie jak brat Chmielowski zrezygnował z polonistyki, by wstąpić na drogę duchową. Pod koniec owocnego życia zapadł na chorobę Parkinsona, co obserwował cały świat. Mimo to, a może dzięki temu był bardzo szczęśliwy, nie zostawił w spadku żadnych dóbr materialnych.
I mnóstwo innych wielkich postaci ducha. Inni - naukowcy, pisarze, artyści - choć realizowali się w swej pracy twórczej nie byli mam wrażenie tak szczęśliwi.
Nasuwa się więc pytanie: co łączy opisane krótko postacie ludzi ducha? Siła woli? Kontakt z Bogiem? Ale przecież podobno to niemożliwe. Więc co? Myślę, że odnaleźli w życiu swoje przeznaczenie, swoje powołanie, swoją drogę, która nie była tylko "realizacją siebie", ani nie była "wykańczaniem się dla innych" z drugiej strony. Znaleźli to, co dawniej nazywano "wolą bożą", a co dziś raczej opisujemy jako misję, zadanie, przeznaczenie, jako indywiduację, jako zgodność "Ja" na wszystkich jego poziomach i wymiarach z tym, co się robi w życiu.
Tajemnica szczęścia wybranych? Nie sądzę. Myślę, że każdy może szukać oraz znaleźć to "coś", co wymienieni Ludzie odnaleźli. Pokazali drogę. Ale nie przejdą jej za mnie, za ciebie, za nas. Można dalej realizować siebie, zgodnie z tym, czego nauczają fałszywi prorocy sukcesu. Ale czasem wielkie cierpienie otwiera całkiem nowe możliwości. Otwiera jeszcze jedne Drzwi...