Początek
Nigdy, przenigdy nie sądziłam, że spotkam na swojej drodze Boga. Tak wiem, wiem - zapewne "bluźnię" tym stwierdzeniem, ale piszę jak było i jak jest. Moja historia jest bardzo, ale to bardzo zawiła. Nie byłam od czasów dojrzewania "grzeczną dziewczynką". W tym trudnym okresie dorastania nie miałam ani wzorców, ani wsparcia - żadnego rodzica (taty czy tym bardziej mamy) nie obchodziła moja przyszłość, przeszłość. Nie interesowało ich nigdy kim będę, co będę robiła w przyszłości. Dla nich liczyła się kariera, środowisko oraz... bogactwo.
Odkąd pamiętam żyli w strachu, że pewnego dnia z pięknej podwarszawskiej willi znajdą się na ulicy albo niedaj w noclegowni - przytułku dla bezdomnych. Praca, praca, praca, kariera i kasa - takie wzorce miałam od samych młodzieńczych lat, jak tylko pamięcią sięgam.
Czym była czułość? Miłość? Nigdy nie zaznałam, więc w liceum "poszłam swoją drogą". Udało mi się "wylecieć z gniazda" do internatu, gdzie mimo wszystko było więcej luzu. I tutaj tak naprawdę zaczęło się moje życie, które na tamten czas wydawało się idealne. Tutaj rozpoczynam moją podróż do wiary i uzależnienia... od Boga, Jezusa, Maryi.
Uprzedzam już teraz, że moje wpisy nie zawsze będą "politycznie poprawne" - traktuję to także jako spowiedź, publiczną spowiedź, gdyż już niejednokrotnie wyznawałam żal za czyny i grzechy, jakich dopuściłam się w przeszłości.