Ewangelia Życia - Ewangelia Polski

dodane 20:29

„Wszystko co godzi w samo życie, jak wszelkiego rodzaju zabójstwa, ludobójstwa, spędzanie płodu, eutanazja i dobrowolne samobójstwo; wszystko, cokolwiek narusza całość osoby ludzkiej jak okaleczenia, tortury zadawane ciału i duszy, próby wywierania przymusu psychicznego; wszystko co ubliża godności ludzkiej, jak nieludzkie warunki życia, arbitralne aresztowania, deportacje, niewolnictwo, prostytucja, handel kobietami i młodzieżą; a także nieludzkie warunki pracy, w których traktuje się pracowników jak zwykłe narzędzia zysku a nie jak wolne, odpowiedzialne osoby: wszystkie te i tym podobne sprawy i praktyki są czymś haniebnym, zakażając cywilizację ludzką bardziej hańbią tych, którzy się ich dopuszczają niż tych, którzy doznają krzywdy i są jak najbardziej sprzeczne z czcią należną Stwórcy.”

Słowa te zapisane przez Ojców Soboru Watykańskiego II a powtórzone przez Jana Pawła II w encyklice „Ewangelium Vitae” nie straciły dziś niczego ze swojej aktualności. Więcej! One dziś, w dobie niesłychanej wręcz eskalacji lewicowych i antyludzkich doktryn zatruwających ludzkie serca i umysły z każdej strony, stały się bardziej aktualne i mocniejsze w swej wymowie niż w chwili, kiedy były przez Ojca Świętego zapisywane. We współczesnym świecie życie człowieka, jego godność i godność ludzkiej jednostki, ludzkiej osoby są zagrożone o wiele bardziej niż miało to miejsce kiedykolwiek w historii cywilizacji włączając w to okres drugiej wojny światowej i mrocznej epoki komunizmu jaka opanowała pół świata na kilkadziesiąt lat. Dziś właśnie granica pomiędzy złem a dobrem, wolnością a niewolą, życiem i śmiercią zatarła się w ludzkiej świadomości i dla wielu z nas jej przekroczenie nie stanowi problemu, a nawet, co wydaje się być o wiele gorszym, przestała ona być zauważalna jakby stała się kolejną linią zlikwidowaną przez traktat z Schengen. Według kapłanów nowej ideologii zło jest czymś abstrakcyjnym, czymś absolutnie niekonkretnym i wynikającym jedynie z dyskomfortu odczuwanego przez dotkniętego nim człowieka, a dobro ogranicza się jedynie do poczucia samozadowolenia jednostki. Obydwa pojęcia zostały zrelatywizowane i pozbawione obiektywizmu – dobre jest to, co przynosi mi korzyść a złe to, co może mi zburzyć dobre samopoczucie i pozbawić mnie korzyści niesionej przez dobro. Nie ma w tym pojmowaniu miejsca na drugiego człowieka, nie ma miejsca na dobro wyższego rzędu bo ów wyższy rząd po prostu nie istnieje – to ja jestem najważniejszy i to według siebie sądzę i określam co jest dobre a co złe.

Postawa taka prowadzi do wielkiego osamotnienia człowieka, do jego wyobcowania i zerwania więzi łączących go z innymi. Brak prawdy obiektywnej i zastąpienie jej prawdami relatywnymi, różnymi dla każdego człowieka i w rozumieniu każdego najważniejszymi co stawia go ponad innymi jako właściciela absolutu, jako Boga dla samego siebie. Boga zazdrosnego i usiłującego podporządkować sobie wszystkich pozostałych bogów mających inne prawdy i inne absoluty. Ludzie przestali być braćmi i siostrami, dziećmi jednego Stwórcy równymi w blasku Jego Majestatu, a stali się sami dla siebie stwórcami, w dodatku powstałymi z przypadku i nicości. W tym postrzeganiu nie ma miejsca na miłość, nawet na tę najbardziej egoistyczną miłość własną – została ona zredukowana do fizycznych relacji i chemicznych procesów zachodzących w mózgu, a wraz z miłością została z człowieka usunięta dusza, która przez wieki całe była jej nosicielką. Bez prawdy, bez miłości i bez duszy człowiek stał się bezwolną istotą wydaną na łaskę namiętności, z których największą i najbardziej oczywistą staje się śmierć będąca ostatecznym ukojeniem i wybawieniem. Bez tych odwiecznych ludzkich atrybutów człowiek został zredukowany z korony stworzenia do zwierzęcia, tym tylko różniącego się od innych przedstawicieli świata fauny, że potrafi podporządkować sobie naturę – a i to w zakresie mocno ograniczonym. Zwierzęciem zmuszonym do walki o byt, o własne miejsce z innymi, podobnymi mu zwierzętami tego samego gatunku, gotowym do ich zniszczenia bez najmniejszych skrupułów i w najokrutniejszy sposób. Człowiek stał się samotny bo siebie postawił w miejscu Boga i ponad innymi ludźmi, którzy przestali już być dla niego bliźnimi a stali się konkurentami w boskości.

Ta boskość, którą człowiek bezprawnie sobie zawłaszczył niesie ze sobą oprócz samotności także nienawiść do wszystkich tych, którzy usiłują jej zaprzeczać – czy to przez przeciwstawienie jej swojej własnej boskości, czy to przez przypomnienie, że Bóg, ten prawdziwy, jedyny, przedwieczny Stwórca wszystkiego, istnieje i wbrew nekrologowi wystawionemu mu ongiś przez Nietzschego, żyje i ma się dobrze. Jest to nienawiść szalona i bezwzględna, nienawiść prowadząca do zniszczenia i śmierci, nienawiść zapiekła i mordercza, nie uznająca kompromisów. Nienawiść, która zastąpiła odwieczną Miłość i rozsiadła się na jej tronie wrzeszcząc skrzekliwie o swej jedynej słuszności. A tam, gdzie nienawiść jest w centrum pojawia się jej nieodłączna towarzyszka – Śmierć. A wraz z nią beznadzieja. Na naszych oczach rozgrywa się ponownie męczeństwo trzech sióstr – Wiary, Nadziei i Miłości – mordowanych w imię ubóstwienia człowieka na ołtarzu pychy i zastępowania cnót ich karykaturalnymi odbiciami – niewiarą, beznadzieją i nienawiścią.

W opanowanym przez nie świecie życie i godność człowieka niemal całkowicie straciły swoją wartość obiektywną stając się towarem wycenianym zgodnie z potrzebami kupującego. A towar, który na tym współczesnym targu niewolników nie znajduje swojego nabywcy jest bezpardonowo niszczony zgodnie z rachunkiem zysków i strat. Człowiek został zredukowany do roli towaru a aborcja i eutanazja stały się normalnymi procedurami utylizacji osobników wadliwych czy zużytych niczym w hodowli doskonałej rasy bydła. Czy można się w tej sytuacji dziwić, że człowiek pozbawiony duszy i poczucia własnej godności staje się podobny zwierzęciu i zachowuje się jak zwierzę gotowe walczyć z rywalem o pożywienie, samicę, terytorium i własność? Czy można nie rozumieć przyczyn powodujących, że świat współczesny staje się dżunglą, w której wygrywa najsilniejszy a słabi i mniej zaradni są – zgodnie z teorią Karola Darwina – skazywanie na zagładę? I to wszystko przy społecznej aprobacie, a co najmniej obojętności ze strony tych, którzy jeszcze wcale nie tak dawno mienili się braćmi.

O tym wszystkim pisał w swoich encyklikach  oraz nauczał w homiliach Jan Paweł II. Dziś politycy wszystkich niemal opcji zapewniają, że ten Wielki Polak był dla nich wzorem, że wywarł ogromny wpływ na ich życie i decyzje, które podejmowali. Niezwykle trudno w te zapewnienia uwierzyć kiedy się popatrzy na nasz umęczony kraj i na to, co po 25 latach „wolności” z niego zrobiono. Wolności rzekomej, udawanej, zadekretowanej rozporządzeniem i podanej ludziom do wierzenia. Bo prawdziwa wolność nie istnieje tam, gdzie nie ma obiektywnej prawdy, gdzie nie ma Miłości i Nadziei, gdzie panuje strach o jutro i niepewność codziennej egzystencji. Państwo Polskie ćwierć wieku po obaleniu najstraszniejszego z wymyślonych przez człowieka ustrojów politycznych nie potrafiło jak dotąd zdobyć się na uznanie Polaków dziedzicami tej ziemi, nie potrafiło – poza kilkoma nic nie znaczącymi zdaniami w konstytucji – oddać władzy w ręce Narodu, z którego wyrósł Jan Paweł II i cały czas traktuje go jak bandę dzieci specjalnej troski. Oblicze ziemi, które miało się odmienić za sprawą zstępującego Bożego Ducha pozostało takie samo, nieco je tylko przypudrowano by pasowało do nowoczesnej Europy. Człowiek w Polsce, obywatel Rzeczpospolitej stał się własnością państwa, które decyduje o każdym niemal jego kroku a jego los jest całkowicie od tego państwa uzależniony. Nie to jest jednak najgorsze, nie zakamuflowane niewolnictwo jest największą tragedią Polaków starających się żyć „na Ojczyzny łonie”.

Najgorsze jest to, że w Polakach z premedytacją, bezwzględnie i z żelazną konsekwencją zabijana jest dusza. I to nie tylko ta będąca „bożą cząstką”, tchnieniem Stwórcy, ale też dusza narodowa, która przez tysiąc lat historii wykształciła się w ludziach zamieszkujących Polską Ziemię. Polskość stała się nienormalnością, flaga, godło i hymn nikomu niepotrzebne a historia, wiara ojców obciążeniem nie pozwalającym wyrwać się z ciemnogrodzkiego zaścianka, w którym wciąż jeszcze Matka Chrystusowa króluje w swojej jasnogórskiej stolicy a czas odmierza zygmuntowski dzwon. Jeszcze króluje i jeszcze odmierza, mimo iż zarządcy kraju robią wszystko, by przekształcić te żywe symbole Polskości w folklorystyczną ciekawostkę, atrakcje dla turystów zwiedzających skansen nad Wisłą, w którym tubylcy mogą stanowić co najwyżej personel niższego rzędu i żywe eksponaty niczym Murzyni w afrykańskich wioskach czy slumsach Rio de Janeiro albo Sao Paulo – zredukowani do roli pańszczyźnianych chłopów, wynarodowieni, z mentalnością niepiśmiennego fornala usługującego wielkim tego świata, niezdolnymi do wytworzenia własnej tożsamości i wiecznie podległymi potężnym panom, właścicielom ziemi, ludzi i wszystkiego na czym dadzą radę położyć łapę.

Jan Paweł II, Ewangelia Życia i polska rzeczywistość drugiej dekady dwudziestego pierwszego stulecia – komuś może to zestawienie wydać się absurdalnym, ale...

700 dzieci jest w Polsce rocznie zabijanych zanim zdążą się urodzić tylko dlatego, że okazały się chore, obarczone genetyczną wadą, kalekie. Ich przyjście na świat generowałoby koszty związane z opieką i leczeniem a to z punktu widzenia włodarzy naszego kraju jest nieopłacalne. Dlatego ci, którzy dziś grzeją się w papieskim blasku utrącili projekt ustawy wniesiony przez obywateli Rzeczpospolitej, a który zakazywał mordowania tych najbardziej niewinnych i bezbronnych istot.

13% Polaków (według ostrożnych szacunków) żyje we własnym kraju poniżej granicy ubóstwa, co po przetłumaczeniu na język polski oznacza – w skrajnej nędzy. Ponad połowa Polaków na tej granicy oscyluje i tylko patrzeć jak z niej spadnie. A rząd, którego premier jeszcze parę dni temu opowiadał o cudach Jana Pawła II, które ponoć widział na własne oczy, zamiast robić co doniego należy coraz bardziej dodusza swoich „poddanych” podatkami i innymi wyrywanymi im przemocą daninami.

Setki obywateli Rzeczypospolitej Polskiej miesiącami przebywa w „aresztach wydobywczych” pod absurdalnymi zarzutami sfabrykowanymi przez prokuratorów tylko po to aby ci mogli podnieść swoją pozycję w statystykach. Ani rząd, ani minister sprawiedliwości, ani prokurator generalny nie widzą w tym problemu mimo iż coraz częściej media podnoszą sprawy skrzywdzonych przez tzw. wymiar sprawiedliwości ludzi.

Tysiące polskich przedsiębiorców, którzy z wielkim wysiłkiem budowali swoje firmy, którzy dawali pracę Polakom jest niszczonych przez urzędników skarbowych dowolnie i wedle własnego widzimisię interpretujących przepisy tak, by działały one na niekorzyść ciężko pracujących ludzi. A rząd i jego ministrowie robią wszystko, by jeszcze zwiększyć ich skuteczność w niszczeniu dorobku Polaków.

Kilka milionów Polaków wyjechało w poszukiwaniu lepszego życia za granicę bo ich Ojczyzna okazała się dla nich złą macochą. 80% polskich maturzystów nie widzi w kraju swojej przyszłości ani zawodowej, ani osobistej. A rząd Donalda Tuska robi wszystko, by ich w tej wizji upewnić i do wyjazdu zmusić.

Większość z tych, którzy zostali zmuszona jest pracować za głodowe pensje żeby utrzymać siebie i swoje rodziny. Nie dlatego, że polscy przedsiębiorcy to krwiożerczy kapitaliści, wyzyskiwacze pojący się cudzą krzywdą, ale w głównej mierze dlatego, że praca w Polsce jest dobrem luksusowym obłożonym strasznie wysokimi daninami. A zagraniczne korporacje nie po to inwestują w naszym kraju by płacić wysokie pensje, ale dlatego, że mogą tutaj znaleźć tanią siłę roboczą.

Komunistyczni kaci odpowiedzialni za śmierć wielu setek i tysięcy Polaków wciąż pozostają bezkarni a sądy nie kwapią się z ich osądzeniem. Ich ofiary wydobywane z dołów śmierci na powązkowskiej łączce wciąż muszą walczyć ze swoimi oprawcami, których grobów nie można usunąć z alei zasłużonych by dokończyć ekshumacje i zapewnić im godny pochówek.

W cztery lata po katastrofie lotniczej, w której zginął Prezydent Rzeczypospolitej wraz z małżonką wciąż nie wyjaśniono jej przyczyn, dowody pozostają we władaniu wrażego nam państwa a politycy i główne media plują w twarz wszystkim, którzy nie wierzą w winę pilotów i pijaństwo dowódcy Sił Powietrznych.

Tak wygląda Rzeczpospolita Polska na 25 lat po „upadku” komunizmu, na 10 lat po wstąpieniu do Unii Europejskiej i na kilka dni po kanonizacji Wielkiego Polaka Jana Pawła II. Chyba nie tak to miało wyglądać? Nie taką Polskę wyobrażaliśmy sobie kiedy opanowała nas euforia roku '89, czy kiedy słuchaliśmy papieskich homilii podczas pamiętnej pielgrzymki w roku '91. Nie taką Polskę chcieliśmy budować kiedy po raz pierwszy wybieraliśmy swoich przedstawicieli w całkowicie wolnych wyborach. Zaraz zapewne ktoś powie, że Jan Paweł II był wielkim orędownikiem przemian jakie nastąpiły w naszym kraju i akcesji Polski do Unii Europejskiej. To wszystko prawda, po wojennych doświadczeniach i dziesiątkach lat komunistycznego zniewolenia Karol Wojtyła chciał by Polacy mogli wreszcie być wolni we własnym kraju i uczestniczyć w wielkiej wspólnocie europejskich narodów. Niestety dzisiejsza Polska i dzisiejsza Unia nie są tymi, które wymarzył sobie papież. Może zatem zamiast opowiadać o cudach Jana Pawła II, o tym jak bardzo z papieżem-Polakiem jest związany przypomniałby sobie Donald Tusk jego słowa, jego nauki kierowane do nas wszystkich, jego ostrzeżenia. A nade wszystko może sięgnąłby pan premier po papieskie encykliki, wgłębił się w nie i zaczął się stosować do nauk z nich płynących. A wtedy, jestem o tym przekonany, cuda Jana Pawła II zobaczą wszyscy, nie tylko premier...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane