SAGA-KRWAWE ROZTOCZE Część 4 z 5

dodane 18:49

Dzieci Roztocza

Wzgórza te pokrył popiołem
dzieci Wywłoczki i Sochów
by ziarno wyrosło nowe
bez głodu płaczu i strachu

żeby się znów zieleniło
by lasy cicho szumiały 
w dzieciach nadzieja odżyła
lecz żeby nie zapomniały

choć nie ma ciuchci i koni
i pola leżą odłogiem
Roztocze jest w Bożej dłoni
bo zawsze też było z Bogiem

Zbynio518 
  

 Marysia bardzo szybko zaaklimatyzowała się, w nowym dla siebie miejscu i środowisku. Najbardziej pomogła jej w tym, ciocia Gienia, tak na nią mówiła Marysia. Bardzo się polubiły, a i wujek Tadek, mąż Gieni, był dobrym człowiekiem. Zawsze gdzieś wyjeżdżał, coś załatwiał, nie opuszczał żadnego jarmarku w okolicy. Handlował, czym tylko się dało, chociaż czasy były trudne. Musiał też mieć, jakieś układy z miejscowymi Niemcami. Przyjeżdżali czasem do ich domu, pakowali coś na samochód, przy stole pili wódkę, ale nigdy wujek Tadek, nic nie mówił na ten temat, a Marysia, nie śmiała pytać. Jej obowiązkiem, było pasienie krów. Ciocia Gienia, miała dwie krowy. Obie krasiste, czarno-białe, z tym że starsza, Łata, tak się nazywała, była bardziej czarna a młodsza, Krasula, odwrotnie, miała wiecej białych łat. W oborze było jeszcze, młode cielę, byczek, dwa dorodne konie i cztery świnie, trzy maciory i knur. Ale na razie, prosiąt nie było, te z poprzedniego miotu, wujek Tadek wywiózł na jarmark do Szczebrzeszyna i sprzedał. Do cioci Gieni, czesto przychodziła jej koleżanka, pani Skibowa. Tak się nazywała, a na imię miała Barbara. To pani Basia, zajmowała sie edukacją Marysi. Uczyła ją czytać, pisać i liczyć. Do nauki, służył im modlitewnik i różne gazety, które pani Basia przynosiła ze sobą. Czas mijał i kontakt Marysi, ze swoimi rodzicami i siostrami, stał się już sporadyczny. Czasem przyjeżdżał ojciec i raz nawet przyjechali wszyscy, całą rodziną. Mama, siostry, Anielka i Jadzia, i siedząca już sama Jasia. Długo w nocy, po ich odjeździe, Marysia nie mogła zasnąć, tylko cichutko płakała. Coś w niej potem pękło. Przestała wspominać swój dom, chociaż gdy wyganiała paść krowy na łąkę, w stronę Wieprza, patrzyła na południową stronę, w kierunku Bukowej Góry. To tam, za nią, był jej rodzinny dom. Wojna skończyła się. Widziała Sowietów. Przyszli raz do nich do domu, wyciągnęli na podwórze wójka Tadka i bardzo zbili. Ciocia Gienia płakała. Wójek leżał trzy dni i jęczał, ciocia robiła mu okłady i po tych trzech dniach wstał. Tylko pani Skibowa, gdzieś wyjechała i już nie odwiedzała cioci i Marysi.

ROZTOCZE 
 
Sosną pachnące lasy Roztocza
leśny staw Echo zdarzeń minionych
Bukowa Góra łagodne zbocza
drzewa z ranami kul zabliźnione
piaszczyste drogi piaszczyste pola
Wieprz raz szeroki to znowu wąski
nieurodzajna tu chłopska dola
miejsce relaksu rodu Zamoyskich
los ludzi twardych ślady krwi nosi
ziemia jałowa lecz naród żyzny
wróg tu mordował i palił wioski
lecz nie wypalił z ich serc ojczyzny
tę ziemię kocha i Matka Boska 
daje łyk wody swym dzieciom w dłoni
dla wszystkich tutaj jest Krasnobrodzka
a w Radecznicy Święty Antoni  
 
Zbynio518 
  



 Był maj 1949 roku. Przez otwartą bramę, na podwórze wjechała furmanka, zaprzegnieta w gniadego konia. To Szczepan, ojciec Marysi, ale nie sam. Z boku, przy Szczepanie siedziała pięknie ubrana, jak miastowa, pani Basia Skibowa. Marysia siedziała na ławce przed domem a ciocia Gienia, krzątała się w domu, przy kuchni. Wójek Tadek, jak to zawsze w niedzielę, poszedł na wieś, do sąsiadów. Szczepan pomógł pani Skibowej zejść z furmanki, a Marysia już stała przy nich uśmiechnięta. Rzuciły się sobie w objęcia. 
- Jak ty wyrosła- mówiła Skibowa- o Boże, jak ty urosła. Ty ju pannica, całą gębą. 
-A gdzież tam- odpowiedziała Marysia- normalnam tylkośta mnie dawno widzieli, ja taka sama. 
- Chodźta do chałupy- zapraszała z progu ciocia Gienia, ktora oknem dostrzegła, że ma gości. 
- A gdzie gospodarz?- spytał Szczepan 
-A kto go tam wi- odpowiedziała Gienia- jak poszeł, tak poszeł. Ale to ju obiad, to go żołądek przygoni, tyla co go nie widać. 
-To my tu może, na ławce?- spytał Szczepan- taka pogoda, że i grzech doma siedzieć. 
-Jak tam se chceta, to i ja z wami posiedze- odparła Gienia- tylko przyniesiem jeszcze taboretów z chałupy. Chodź Maryś, to mi pomożesz-zwróciła się do zapatrzonej w Skibową Marysi. 
Szczepan usiadł na ławce, wyjął papierosy i zapalił, a trzy kobiety zniknęły w drzwiach domu. Po chwili wyszły, niosąc po taborecie, tylko Marysia niosła dwa. 
-Jakeś ty wyładniała Baśka-zwróciła się do koleżanki Gienia-ty terozki taka, choćby miastowa pani. 
- A bo i miastowa- odpowiedziała Skibowa- ja nie do krów. Tutaj niech brat gospodarzy, mnie trzeba świata szukać, to i znalazła. I ty Marysiu- tu zwróciła się do niej, łapiąc ją za rękę- musisz świata użyć i wyuczyć się, co byś i ty była panią. Już ja tego dopilnuję, nie martw się. 

Nic z tego Marysia nie rozumiała, uśmiechała się tylko i przyglądała z zachwytem Skibowej. Takiej ładnej, tak inaczej ubranej, jak te panie z Zamościa, co tu przyjeżdżały po mleko czy jajka. 
-Tak, tak Maryś- odezwał się Szczepan- Skibowa, dobra kobita i prawdę gada. Trzeba tobie szkoły, nie gospodarki, a ona ju światowa i dużo my ugadali, i wczora i dziś. Na służbie ju nie bedziesz, bo ileż można? Trzeba ci przyszłości. Ja ci dać, nie mogę aleć widać Bóg czuwa nad tobą, skoro ci tą Skibową zesłał. 
-Ta co ty Szczepan- spytała Gienia- córkę chcesz w świat, na te poniemieckie ziemie oddać? 
-Ano chce, tam tera można i chałupe, i szkołę, i robota jest. Maryś już duża, a Skibowa ją tam, do siebie zabierze i do szkoły, i robota dla niej jest. To nie ma co zwlekać, bo tam tera, kto pierwszy, to lepszy. 
- A co ty Maryś, nic sie nie odzywasz?- spytała Skibowa Marysi 
- Bo jak to tak? A ciocia jak, co, sama ostanie?- odpowiedziała 
- Ty o mnie, nie bój- wtrąciła Gienia- tobie dopiero idzie żyć. Ja ju ostane i do śmierci, a tobie trzeba do życia. Skibowa dobry człowiek, ty jej dziękuj, że ciebie chce- skończyła, uśmiechając się.  
Po niedługim czasie wrócił i Tadeusz. Obiad zjedli przed chałupą. Tadek ze Szczepanem, przynieśli stół z poddachu. Marysia spakowała swoje rzeczy i tak zakończyła się jej sześcioletnia służba w Topólczy, a otworzył się nowy rozdział jej życia. Wyjazd ze Skibową do Ząbkowic Śląskich, powiatowego miasteczka na Dolnym Śląsku. Tam kończyła w przyspieszonym tempie, szkołę podstawową, ucząc się jednocześnie krawiectwa u miejscowej krawcowej, co dawało jej też parę złotych. Mieszkały razem ze Skibową, w dwupokojowym mieszkaniu, w kamienicy przy ulicy Grunwaldzkiej, na 1 piętrze, nad miejscową piekarnią.W niedzielę i dwa razy w tygodniu, wieczorami, uczęszczała do parafialnego chóru przy kościele Św. Anny, tuż przy krzywej wieży, która nie tylko z nazwy, ale faktycznie była krzywa.

 Ulice i chodniki, wybrukowane kamieniem. Ślady wojny, były jeszcze widoczne, na tynkach niektórych kamienic. Kilka z nich, stało spalonych i częściowo zburzonych przez bomby. Wokół rynku, znajdowały sie małe, rodzinne sklepiki. Marysia szybko zaaklimatyzowała się, w nowym i jakże odmiennym swiecie, od znanego do tej pory. Najwięcej radości, sprawiał jej jednak śpiew w chórze parafialnym. Przychodziły tam, też tak jak ona, młode dziewczyny oraz chłopcy z miejscowych szkół i z dwóch domów dziecka, państwowego i kościelnego, jak nazywano dom dziecka, którym opiekowały się siostry zakonne.
  


Och! Roztocze 

Śpiew skowronka nad żniwiarzem
lot bocianów w krąg nad polem
śniade z słońca ludzkie twarze
w cieniu lasu gniade konie

i gwizd ciuchci echo niesie
i świst bomb ponad Sochami
i Osuchy chłopcy w lesie
i Wywłoczka pod dymami

śmiech i płacz malenkich dzieci
krew i mleko kury gdaczą
piękna kiedy słońce świeci
smutna kiedy chmury płaczą

Szumy lasem po pniach płyną
jodły buki rozczochrane
mgły już nad łąkami giną
och Roztocze me kochane

Zbynio518
 

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 17.05.2024