W ciszy

Cień

dodane 02:52

Początki, wchodzenie w nowy etap życia- to często budzi napięcia, lęki, ale też ciekawość i jakiś rodzaj ekscytacji. Nigdy nie możemy być w pełni gotowi na to, co czeka nas za drzwiami naszego dotychczasowego "grajdołka" .Choć czasem bardzo byśmy chcieli mieć rozwiązanie na każdą ewentualność...już teraz wiedzieć...  Ja bardzo bym tego chciała, a przynajmniej tak mi się wydaje, kiedy ogarnia mnie paraliżujący lęk przed nieznanym, przed kolejnym małym krokiem w przyszłość. Wtedy myślę, że spokój może mi dać tylko pewność tego, co mnie czeka. Ale ta pewność odbiera pewien smak życia, szansę na przygodę i rozwój...nawet szansę na pomyłkę, która przecież też jest możliwością dojrzewania, docierania jeszcze głębiej do prawdziwego siebie... nauką tego, jak bardziej i lepiej kochać... Problem w tym, że jak życie zaczyna powoli ogarniać ciemność, jakiś zmrok, to trudno jest zobaczyć wartość w niepewności i zmianach. W ciągu ostatnich dni mam wrażenie, że smutek i ból już nie pukają do moich drzwi, ale stoją w nich. Czy pozwolę im wejść? Czy mam na to jeszcze wpływ? Co się wydarzyło, że nie usłyszałam ich pukania, ale ocknęłam się, kiedy już stanęliśmy twarzą w twarz? Nie wiem... Pewnie wpływ na to miało i ma wiele czynników: zaniedbanie siebie, powracające traumy i leki, których skutkiem ubocznym jest depresja. Pamiętam, że ostatni raz jej cień pojawił się 6 lat temu. Wtedy się nie poddałam. "Kiedy nie możesz dodać dni do swojego życia, dodaj życia swoim dniom"...  Dzisiaj też chciałabym walczyć. Tylko ta pustka, który wypełnia mnie całą i daje o sobie znać najmocniej wtedy, kiedy nikogo już nie ma, kiedy ukochana osoba wychodzi i uśmiech znika z mojej twarzy... A modlitwa jest milczeniem i cichą prośbą "jeśli jesteś to bądź ze mną"...