Uncategorized
Łk 10,30.33-34
dodane 2008-10-06 20:20
Jezus nawiązując do tego rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Wzruszył się, widząc ludzką biedę, nędzę, cierpienie – i podszedł, zajął się, zaopiekował. Oddał swój czas, swoje siły, swoje pieniądze.
A ja widzę, wzruszam się – i nic nie robię. Tłumaczę się tym, że nie znam tej osoby, że nie mam czasu, że może ktoś sobie nie życzy mojej pomocy i zainteresowania, że są różne instytucje. Czasem dam pieniądze, często odmówię „zdrowaśkę”, a skąpię czasu i uwagi.
Kieruję się wygodnictwem, lenistwem, ale też strachem przed ludzkim osądem przechodzących obok „porządnych obywateli”.
A Jezus leży, pobity, złachmaniony i czeka – czeka na mnie.
A ja roztrząsam swoje grzechy, ubolewam nad swoją nędzą i małością, szukam Boga w dywagacjach teologicznych, w książkach, rozmowach – i przechodzę obok, nie widząc w bliźnim Jezusa.