Uncategorized
Mt 11,25-27
dodane 2008-07-16 09:32
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Trudne słowa – o tym, że to Bóg decyduje, co, komu i ile da. Że ma swoje większe upodobanie w tym lub innym człowieku.
Ludzie też miewają swoje upodobania, ale im wolno – Bogu nie wypada.
A tymczasem Jezus wprost mówi – Ojca pozna ten, komu Syn zechce objawić.
Tylko czemu człowiek te słowa traktuje tylko w jednym znaczeniu: „że większości Bóg nie chce nic objawiać; że ci, w których ma upodobanie, mają na pewno lepiej i lżej w życiu”?
Mam wtedy wytłumaczenie dla swojego lenistwa, niechęci do pracy, do podjęcia wysiłku, by coś zmienić zgodnie z Jego słowem. Moja niemożność na pewno wypływa z tego, że to On nie zechciał mi nic objawić, że On woli sąsiada/sąsiadkę, by im dawać łaski. Ja „muszę” wegetować i mnie On omija.
A tymczasem już następne słowa Jezusa zadają kłam moim wyobrażeniom: „Przyjdźcie do Mnie WSZYSCY, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście. A jeśli weźmiecie Moja jarzmo i ode Mnie będziecie się uczyli,w waszej duszy zagości spokój, słodycz i lekkość”.
Czyli wracam do punktu wyjścia – to ja muszę zadecydować, czy do Niego przyjść i zdać się na Jego mądrość. Czy zacząć kształtować swoją duszę tak, by On znajdował w niej coraz większe upodobanie i zechciał objawiać boskie relacje Ojca, Syna i Ducha, czy pozostać na etapie pretensji i obrażania się.