Dynie
dodane 2019-11-17 13:27
Czyli pracowita sobota
Ktoś podarował naszej wspólnocie pole dyń. Prezent z którym trzeba coś zrobić. Na szczęście było na tyle ciepło, że można było zacząć na dworze. Wolontariusze pod kierunkiem zaprzyjaźnionych braci franciszkanów w kolorowych fartuszkach na habitach kroili i rąbali dynie na drobne kawałki. Całość nadzorował Tomek którego słownictwo "taak" lub "niee" było absolutnie dostateczne w tej sytuacji.
Fantastyczne wolontariuszki od sióstr urszulanek dzielnie zanurzały ręce w misach z miąższem, aby wyłuskać pestki i obrać pomarańcze . Temu z przerażeniem przyglądał się Maciek nie znoszący lepkich substancji. Bezustannie wycierał czyste ręce sucha chusteczka.
Duża Kasia z niezgłębiona cierpliwością czyściła pokrywki.
Prawdziwa praca gotowania i rozlewania do słoików dżemu pomarańczowo dyniowego odbywała się w małej przegrzanej kuchni. Termomiks dużo pomaga, ale sam nie zrobi wszystkiego. Kolejne słoiki odwracane do góry dnem otwierały się i zalewały stół gorąca masa.
- nic tu nie pasuje! Ani majonez, ani lisner, ani ten dżem, ani te grzybki- grzebie w pudle z pokrywkami i słoikami z odzysku.
- kupiliśmy nowe ale też nie trzymaja. To będzie frubex, czarny frubex.
- nie mam takiego! - zawartość słoika wraca do gara. Kolejny z nową pokrywka wybucha.
- możemy jakoś pomóc? - kolejne osoby wpychają się do małej, pełnej gorących garów kuchni.
- wychodzac stąd!- warcze.
- pomódlcie się za nas- dopowiada cierpliwsza za koleżanka.
Ktoś chyba to zrobil i pomogło. Kolejne dwa gary wekujemy bez strat. Kończy się cukier żelujący i pokrywki. Dynia nie. Chłopaki donoszą kolejne misy pokrojonych kawałków. Jutro, jutro, jak odespimy i odpoczniemy, jutro kolejna akcja. Teraz przerwa. Musi być przecież jakiś normalny obiad, kolacja i sprzątanie.