Notes
Niewolnicy
dodane 2008-01-08 09:26
Wtorek 08.01.2008 (Mk 6,34-44)
Nie ma się co oszukiwać – jesteśmy niewolnikami.
Mną kieruje na przykład nałóg papierosowy, obawa przed cierpieniem, inne mniejsze lub większe grzechy.
Tobą kieruje próżność, strach o życie najbliższych, chciwość, chęć bycia dostrzeżonym, kochanym, podziwianym.
Tkwimy po czubek głowy w niewoli własnych wyobrażeń, oczekiwań – wobec ludzi, ale także wobec Boga.
Tak naprawdę to zależy nam na takim Bogu, który ułatwiałby życie, leczył choroby, dawał jedzenie i usuwał inne problemy z naszego życia.
Bóg, który kocha? Który w dowód miłości daje Syna? Syn, którego ofiara daje nam życie wieczne? Czy to nas jeszcze obchodzi? Czy na swoje życie, na historię świata – przeszłą i obecną – patrzymy przez ten pryzmat?
Mamy usta pełne słów o miłości, o kochaniu. Ale nie interesuje nas Miłość, tylko „miłość” - bez ofiary z siebie, bez poświęcenia się dla najbliższych (nie wspominając nawet o wrogach). Nie ma mowy o zatroskaniu o ubogich, o uwalnianiu więźniów. O ubogich ma się zatroszczyć państwo; więźniów (i tych wszystkich, którzy nam w jakikolwiek sposób zagrażają lub po prostu są trudni we współżyciu) powinno się zamknąć, albo najlepiej zesłać na bezludną wyspę, jak najdalej od nas.
A Jezus mówi do mnie dzisiaj: „Ty daj im jeść”. On widzi, jak bardzo ludzie są znękani i ubodzy. Ja dałbym im może kilka złotych i odesłał do odpowiednich instytucji, marketów, sklepów. Niech sami się o siebie zatroszczą.
A On mi dzisiaj mówi: „Daj im...” - to, czego potrzebują: zainteresowanie, czułość, wsparcie, dobre słowo, pomoc materialną. Mam swoim życiem i słowem dawać nadzieję, świadczyć, że można uwolnić się od samego siebie: swego egoizmu, różnych zniewoleń, od grzechów...
Jednego mi potrzeba: muszę zacząć patrzeć w niebo i oddawać te moje marne „pięć chlebów i dwie ryby” w ręce Ojca. Gdy On pobłogosławi, nakarmione zostaną tłumy...