Notes
Czekać z radością?
dodane 2007-11-18 11:35
XXXIII Niedziela Zwykła Rok C - 18.11.2007
Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników.(…) A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich.
Nadejdzie dzień, który ludzie żyjący w średniowieczu nazywali "dies irae" - dzień sądu, pomsty i kary z grzechy. Czyż można z radością oczekiwać kiedy wreszcie to nastąpi, wyglądać z utęsknieniem takiego czasu? I okazuje się, że tak, bo przecież pierwsi chrześcijanie wołali: "marana tha" - przyjdź Panie Jezu. Czyżby nie znali zapowiedzi Chrystusa i nie zdawali sobie sprawy z tego co ich wówczas czeka, czyżby byli odważniejsi od nas? A może to właśnie oni mieli rację, może lepiej niż my potrafili zrozumieć, że od opisu katastrof i klęsk towarzyszących końcowi czasów ważniejsze są słowa Chrystusa: "A gdy to się dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie życie" Czekali na Chrystusa, czekali na Tego dla którego gotowi byli poświęcić wszystko - majątek, sławę, życie nawet. Wyglądali z niecierpliwością nadejścia upragnionego dnia gdy Pan powróci, by odnowić wszystko, ostatecznie zniszczyć grzech, niesprawiedliwość, obłudę i fałsz, dnia, w którym zapanuje królestwo wiecznego szczęścia, miłości i pokoju.
Mamy te same prawdy wiary, przyjęliśmy ten sam chrzest i wierzymy w tego samego Boga co oni, prawie na każdej Mszy św. wypowiadamy słowa: "Głosimy śmierć twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale". Ale czy rzeczywiście oczekujemy? Czy jest w nas ta tęsknota za owym dniem kiedy przyjdzie Pan, czy z niecierpliwością wyglądamy kiedy wreszcie nastąpi koniec czasów? A może serca nasze są już ociężałe, obojętne i nie ma w nich radości, nadziei, tęsknoty? Może nasz wzrok nie potrafi już przebić się przez zasłonę trosk doczesnych i dostrzec tego co wieczne? Dlatego właśnie wolimy zapomnieć, że kiedyś nasze życie dobiegnie kresu, wolimy nie myśleć o dniu, w którym przyjdzie Pan. A przyjdzie na pewno, jak złodziej w nocy, gdy nikt nie będzie się Go spodziewał. Być może za sto, tysiąc lat, a może też za pięć minut. Czy jesteśmy na to przygotowani? I nie mówię tego po to aby, jak powiedział mi kiedyś jeden z moich uczniów, straszyć ludzi piekłem, siarką i smołą, ale po to by całe nasze życie stało się czasem radosnego oczekiwania na Chrystusa, abyśmy przez swoją wytrwałość ocalili życie, abyśmy, gdy wzejdzie słońce sprawiedliwości, w jego promieniach znaleźli uzdrowienie.