priorytet miłości
dodane 2015-07-17 22:57
"Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary"(Mt 12,7)
--- później wszystko inne
..... uff... już po malowaniu !!! Jaka ulga i radość wielka, bo ta sprawa leżała mi na sercu i zaprzątała myśli od dłuższego czasu przede wszystkim dlatego że na ściany i sufity już nie mogłam patrzeć, poza tym absolutnie się na tym nie znam, nigdy jeszcze takiego czegoś nie robiłam...
Farby pędzle taśmę folię kupiłam już dawno (łatwizna - powiedziałam w sklepie że wszystko do malowania, więc dali co trzeba) i czekałam nie wiem na co... chyba aż ktoś zmiłuje się i zrobi to za mnie. Codziennie w modlitwie prosiłam Jezusa o pomoc, licząc po cichu że podeśle mi jakiegoś malarza... a On (jak pisałam wcześniej) potrząsnął mną podczas Koronki w poniedziałek i kazał natychmiast po modlitwie zabrać się do roboty. Nawet nie wiem jak znalazłam się na drabinie z pędzlem w ręku. Znając siebie myślałam, że będę wściekała się na ścianę, na kapiącą mi na łepetynę farbę, że oberwie się przy okazji braciszkowi jak co chwilę trzeba będzie schodzić z drabiny bo on czegoś chce i marudzi, że cała ta sprawa będzie z mojej strony wielką ofiarą - bo w końcu to trzeba zrobić, żeby było jak u ludzi...
A tu niespodzianka!! Choć wszystko robiłam sama, poszło raz dwa i była nawet wielka frajda - fajnie spokojnie mijały dni pt. malowanie mieszkania. Brzdąc nie tylko nie marudził ale przybiegał z telefonem żebym nie musiała schodzić z drabiny. Zaśmiewaliśmy się patrząc na nosy i poliki upaćkane farbą...
Wróć - nie sama, bo Jezus cały czas był blisko i pomagał. Czułam to - dlatego tak radośnie upływał czas i choć wcale nielekka praca, bo ręce bolały i mięśnie - to nie odczułam tego jako przymusowej ofiary. Pracowało mi się całkiem sympatycznie, a okrzyki malca "ale ładnie.. daj pędzel też chcę.." wprowadzały wesołe krótkie przerwy, kiedy mogłam rozluźnić kręgosłup i mięśnie...
Wystarczy zaprosić Jezusa, a trudną i ciężką pracę wykona się z miłością - nie z musu jako ofiarę.