Ogólnie
Morze czarne
dodane 2008-05-24 09:14
Boże Ciało. Szaro, ale nie pada. Lało w nocy. Procesja - jak na tę pogoda zaskakująco liczna - idzie w sporym rozmodleniu. Właśnie wyszła od drugiego ołtarza i idzie między domami w stronę trzeciego. Problem w tym, że ksiądz niosący Najświętszy Sakrament nie zna dokładnie trasy i nie ma pojęcia, w którym miejscu ten trzeci ołtarz jest. Wypatruje więc niespokojnie zza dużej i ciężkiej monstrancji, uważając równocześnie, żeby nie potknąć się na nierównej i dziurawej drodze.
Nagle widzi, że czoło procesji się zatrzymuje. A ołtarza nie widać. Gdzie się podział? Ksiądz patrzy w prawo, potem w lewo. Dalej idzie. I nagle, gdy mija jakiś pawilon, dostrzega, że ołtarz jest, na jego bocznej ścianie. Skręca więc dziarsko, nie patrząc pod nogi i w ostatniej chwili zauważa na twarzy jednego z ministrantów uśmiech połączony z wielką ciekawością. I słyszy słowa, które ministrant mówi do kolegi "Morze Czarne".
Morze?
No tak. Ksiądz z monstrancją właśnie stoi na skraju wielkiej i głębokiej kałuży po nocnym deszczu. Gdyby zrobił jeszcze krok, zapewne znalazłby się po kostki w wodzie. Łapie jakoś równowagę i ostrożnie obchodząc kałużę dociera do trzeciego ołtarza.
A może powinien jednak iść śmiało na przód? Przecież Pan Jezus chodził po wodzie. Ech, jakoś nie wszyscy księża mają wystarczajaco silną wiarę, aby pokonać "morze czarne" na trasie procesji... :)