Ogólnie
Za dużo i za mało
dodane 2008-03-17 20:03
Jako zwierze medialne czytam nie tylko pierwsze strony gazet i nie tylko jedno wydanie telewizyjnych wiadomości dziennie. Dlatego wiem, że co jakiś czas pojawiają się w polskich gazetach niewielkie informacje o skazaniu za molestowanie nieletnich jakiegoś księdza lub byłego księdza. I co z tego? Moim zdaniem świadczą one o tym, że poważny problem społeczny, jakim jest pedofilia, dotyka również Kościół w naszej Ojczyźnie. Ale świadczą również o tym, że Kościół w Polsce nie ukrywa ani nie tuszuje takich problemów i potrafi sobie z nimi radzić. Dokładnie tak. Zdecydowana większość tego rodzaju spraw przechodzi bez echa, bo są rozwiązywane ze strony Kościoła szybko i jednoznacznie.
Dlatego sprawa szczecińska, która tak bardzo w tej chwili rozpala emocje, przykuwa moją uwagę jako coś wyjątkowego i nietypowego.
Spisałem sobie pytania, które chciałbym zadać rozmaitym ludziom w tę sprawę zaangażowanym. Wyszła spora lista:
Dlaczego tak wiele lat upłynęło, zanim zajęto się nią poważnie, biorąc pod uwagę głosy zarówno oskarżających, jak i oskarżanego?
Dlaczego za zgodą wiedzących o niej duchownych sprawa trafiła do mediów właśnie teraz, gdy trwają prace kościelnego trybunału we współdziałaniu ze Stolicą Apostolską?
Dlaczego żadna z poszkodowanych osób i nikt spośród tych, którzy o sprawie wiedzieli, przez tyle lat nie złożył do prokuratury zawiadomienia o przestępstwie (wiadomo przecież, że takie sprawy ulegają przedawnieniu)?
Dlaczego, gdy pojawiły się pierwsze oskarżenia, odpowiednie władze kościelne nie porozmawiały ze stawiającymi zarzuty, lecz zawierzyły tylko jednej stronie?
Dlaczego władze zakonne zgadzały się na to, aby głównym badającym kwestię oskarżeń był człowiek nie tylko rodzinnie związany z jednym ze stawiających zarzuty, ale również mający traumatyczne doświadczenie molestowania, co pod znakiem zapytania stawia jego bezstronność?
Dlaczego znany polityk, który zaangażował się w rozwiązywanie problemu, ograniczył się do rozmowy tylko z jedną stroną, a nie porozmawiał z oskarżanym?
Dlaczego szczeciński ksiądz, mimo stawianych mu zarzutów, przez wiele lat pracował z młodzieżą?
Wreszcie, dlaczego zamiast zająć się sfinalizowaniem sprawy zgodnie z prawem kościelnym i cywilnym, wysocy duchowni zaczęli za pośrednictwem mediów wytykać sobie różne uchybienia, a nie porozmawiali bezpośrednio, by wspólnie znaleźć najlepsze rozwiązanie problemu?
Na koniec pytanie podstawowe: Jakie dobro, zdaniem wszystkich zaangażowanych w sprawę szczecińskiego księdza, ma wynikać z ich działań? I czym jest według nich dobro Kościoła?
Ktoś mi powiedział, że aby zrozumieć, o co mi chodzi w tych pytaniach, trzeba bardzo dobrze znać sprawę nagłośnioną tydzień temu przez Gazetę Wyborczą. Trzeba mieć wiedzę, której normalny odbiorca mediów nie posiada, bo ma na głowie ważniejsze problemy. Spróbowałem przyjrzec się tym pytaniom z pozycji kogoś, kto ogląda tylko jedno główne wydanie jakiegoś telewizyjnego dziennika. I musiałem przyznać, że istotnie, pytania są przesadnie szczegółowe i większość ludzi nie wyłapie, o co mi tak naprawdę chodzi.Wynika z tego, że mam o całej sprawie zdecydowanie za dużą wiedzę, aby o niej sensownie rozmawiać z człowiekiem, który nie jest niewolnikiem mediów.
Ale cała ta moja "wiedza" jest zdecydowanie za mała, abym potrafił odpowiedzieć, na choćby jedno z tak pracowicie spisanych zapytań.