Ogólnie
Jako znak
dodane 2007-07-21 08:43
Zamieściliśmy w portalu Wiara.pl komentarz (a właściwie tekst pisany zamiast komentarza) Andrzeja Macury na temat noszenia przez duchownych ich "służbowego" stroju. Tekst pisany pod wpływem doświadczeń francuskich Autora odbił się szerokim echem w Polsce, zarówno wśród świeckich, jak i wśród duchownych. Zupełnie niespodziewanie wyszło na jaw, że w naszej "katolickiej" Ojczyźnie to jest problem!
Czy w kraju, gdzie księża i siostry zakonne stanowią kilkudziesięciotysięczną grupę, trzeba, aby chodzili w stroju duchownym? Andrzej mi wytłumaczył, że we Francji księża nie chodzą w sutannach i koloratkach, bo nie chcą być brani za... lefebrystów. Lefebryści podobno chodzą wszędzie w sutannach, więc księża nieodrzucający postanowień Soboru Watykańskiego II wyróżniają się brakiem nawet koloratki. Ale dlaczego w Polsce coraz mniej księży chodzi w koloratce? Jako zdecydowany adresat tego pytania będę się musiał nad nim poważnie zastanowić. Mam wrażenie, że duże znaczenie ma tu kwestia wygody, ale nie tylko tej "fizycznej", związnej z koniecznością zapinania guzika pod szyją (przy tych upałach!), ale wygody "psychicznej", związanej z "byciem znakiem" w każdej sytuacji. To nie jest proste - być bez przerwy na widoku. Zwłaszcza w Polsce, gdzie ksiądz traktowany jest albo jak nadczłowiek, albo jak podczłowiek. We Włoszech nie ma problemu, gdy ksiądz w sutannie (tym bardziej na krótko w koloratce) idzie do kafejki na kawę i kieliszek wina. W Polsce (przy dziwnej mieszance klerykalizmu z antyklerykalizmem wyznawanej przez naprawdę mnóstwo ludzi) osobiście doświadczyłem, że stanowiłem zdziwowisko, gdy kiedyś (przyznaję, przez zapomnienie) nie zdjąłem koloratki wchodząc na obiad do średnio drogiej restauracji. Tak, jakby ksiądz nie mógł zjeść kotleta w towarzystwie znajomych.
Bycie znakiem jest zobowiązujące i utrudnia egzystencję. A z drugiej strony może być źle zrozumiane. Jak ksiądz w Polsce w koloratce idzie do urzędu, to spotyka się z dwoma reakcjami. Oczekujący w kolejce patrzą na niego z niechęcią, bo wiedzą, co się za chwilę stanie. Urzędnik zaraz go poprosi bez kolejki. Nawet u lekarza często tak to funkcjonuje. Dlaczego? No właśnie.
Osobiście jestem za traktowaniem księży jak ludzi. Zwyczajnych. Ale zdaje się, że nie jestem w tej kwestii obiektywny :-)