Ogólnie
Każdy czyta, co chce
dodane 2007-02-07 17:22
Napisałem dla Gościa Niedzielnego artykuł poświęcony sygnalizowanemu mi już od pewnego czasu przez środowiska kościelne problemowi reaktywowania stowarzyszeń kościelnych zlikwidowanych przez władze PRL-u. W czym problem? W tym, że niektóre z tych stowarzyszeń miały dość pokaźny majątek. Reaktywując stowarzyszenie można było również odzyskać majątek. A wykorzystując odpowiednie przepisy obowiązujące w Polsce można reaktywowane stowarzyszenie "zeświecczyć" i majątek przejąć.
W Krakowie mamy do czynienia z dwiema tego typu sprawami, dość głośnymi w mediach. Opisując problem posłużyłem się powszechnie dostępnymi informacjami na temat jednej z nich. Nie wchodziłem w szczegóły, bo sprawa była dla mnie tylko egzemplifikacją problemu.
No i teraz sam mam problem. Z jednej strony ksiądz, który pojawił się w sprawie (ale teraz nie ma już z nią związku) oskarża mnie o oszczerstwo, bo przytoczyłem wielokrotnie powtarzane w mediach i dostępne w internecie skargi, jakie kierowała kiedyś pod jego adresem grupa ludzi. Zarzuca mi, że go oceniłem. Nie dostrzegł, jak wiele pozytywów o nim napisałem.
Z drugiej strony ludzie będący w konflikcie ze stowarzyszeniem mają do mnie pretensje, że skupiłem się tylko na aspekcie "ruchomowościowym" sprawy, zamiast pochylić się z troską nad losem uczniów szkoły, którzy mają do stowarzyszenia pretensje. A przecież wystarczy przeczytać dwa pierwsze zdania tekstu, żeby zrozumieć, że dotyczy on problemu kościelnych stowarszyszeń, które nie chcą słuchać władz kościelnych.
Nie lubię opisywać spraw, w których trwa angażujący emocje konflikt. Wiem, że jeśli dobrze napiszę tekst, niezadowoleni będą wszyscy. Ludzie nie rozumieją, że dziennikarz nie powinien się opowiadać po żadnej stronie konfliktu. Traktują go instrumentalnie.
Dobrze mi tak. Mogłem nie być księdzem-dziennikarzem. Mogłem na przykład zostać księdzem kapelanem. :)