Ogólnie
Poprzednia spowiedź na Wielkanoc
dodane 2006-12-23 18:43
Takie dni jak dzisiejszy to dla polskich księży katolickich przede wszystkim czas spędzony w konfesjonale. Patrząc na długie kolejki czekających na sakrament pokuty i pojednania można snuć optymistyczne refleksje, że w naszej Ojczyźnie Boże Narodzenie nie ogranicza się do komercji, bo jednak sporo ludzi dba również o stronę duchową.
Jednak wśród nich ogromną grupę tworzą tacy, wobec których czuję się bezradny. To ci, którzy do spowiedzi przystępują dwa razy do roku - tylko przed Bożym Narodzeniem i przed Wielkanocą. Zazwyczaj nie są dobrze przygotowani do spowiedzi, od lat powtarzają tę samą formułkę, bo też często nawet nie kryją, że przedświąteczna spowiedź jest dla nich raczej formalnością niż duchową potrzebą.
Oczywiście jako spowiednik powinienem wykorzystać sam fakt, że klęknęli u kratek konfesjonału i umiejętnie doprowadzić ich do rzeczywistej skruchy i pełnego, świadomego pojednania z Bogeim i ludźmi. No tak, ale jak mam to zrobić widząc rosnące kolejki coraz bardziej zniecierpliwionych ludzi, którzy przyszli do spowiedzi wracając z zakupów i już myślą o sprzątaniu, mieleniu maku, smażeniu ryby itp.? Ciekawe, czy w Szkole Spowiedników o. Jordana uczą, jak spowiadać przed wielkimi świętami? Przydałoby się.
Nie wątpię, że są księża, którzy potrafią nawet w takim "hurtowym" spowiadaniu doprowadzić człowieka do prawdziwej pokuty. Ale ilu nie potrafi? Ilu z udręką w oczach i w duszy sankcjonuje tę szczególną formę polskiego katolickiego formalizmu wypowiadając coraz szybciej formułę rozgrzeszenia? Co zrobić, aby ci katolicy, którzy spowiadają się tylko raz albo dwa razy do roku, na nowo rozbudzili swą wiarę? Oni - powołując się na przykazania kościelne - żyją w przekonaniu, że są w porządku. Więcej. Uważają się za dobrych katolików.
W dzisiejszym Życiu Warszawy ks. Boniecki zastanawia się nad fenomenem ludzi, którzy chcą intronizacji Jezusa Chrystusa na króla Polski. Słusznie mówi o pewnym typie religijności, w którym mieszczą się tego typu inicjatywy. Czy należy się tej religijności obawiać? Nie wiem. U księży tak, ale u świeckich? Niekoniecznie. Bo ona jest często wyrazem dobrze pojętej dumy z własnej religii. Żyjemy w świecie, który usiłuje wmówić chrześcijanom, że powinni się swej wiary i religii wstydzić. Triumfalizm, o którym napisał ks. Boniecki, jest moim zdaniem reakcją na nieustanne i nasilające się obrażanie godności chrześcijan w imię politycznej poprawności. Jest formą obrony. Oczywiście, jak każda skrajność, może być niebezpieczny, ale jakoś nie mam przekonania, że wszyscy zwolennicy intronizacji Jezusa chcą państwa wyznaniowego. Chcą raczej państwa, w którym Chrystus, Boży Syn, w którego wierzą, nie jest bezkarnie obrażany i wyśmiewany.