justus164
Dzieci się kocha do bólu, co zresztą powtarzam często. Miłość spływa z czubków palców, głowy, ramion w kierunku serca, by tam skumulowana siąść wielkim ciężarem na splocie słonecznym i nie pozwalać oddychać. Tak dzieci kocha się właśnie. Ale nie kocha się ich od razu. Przynajmniej ja nie. Nie zrozumcie źle - moje dzieci są upragnione i wyczekane. Zrobione z pieczołowitością. Tylko inaczej kocha się wyobrażenie o dziecku, a inaczej, kiedy ono nagle się pojawia. Przecież miłość od pierwszego wejrzenia zdaża się tak rzadko. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Kacpra pomyślałam "O Boże - jaki podobny do teściowej!" i załamałam się. Potem jakoś trochę się wyprasował, ja się przyzwyczaiłam i polubiłam go - był największy w naszej sali i krzyczał najgłośniej, co wprawiało mnie w oczywistą dumę... Aż pewnego dnia, po miesiącu pewnie, może później, zobaczyłam go śpiącego w promieniach słońca. I wtedy to poczułam. Poczułam jak siada mi na piersiach i przyciska tak, że nie można złapać oddechu. Od tej pory Kapey był całym moim światem. A potem głaskałam brzuszek z Kubą i zastanawiałam się, czy będzie podobny do braciszka. chyba nawet oczekiwałam tego, bo w moich oczach Kapey był najpiękniejszym chłopcem na całej ziemi i trudno było pomyśleć, że jakieś dziecko może być łądne nie będąc podobnym do Kacpra. A Kuba przyszedł na świat na złość zupełnie inny. No i bardziej pomolestowany - bo o ile Kacpra delikatnie wyjęto ciepłymi dłońmi prosto z mojego brzucha, to Kuba biedak przciskał się przez moje raczej drobne drogi rodne, a na koniec wydobyto go za pomocą zimnych i twardych obcęgów. I było to po nim widać. Więc szepnęłąm do siebie "O Matko, ale brzydal!" i zemdlałam. Wydawał się jeszcze bardziej podobny do teściowej niż Kapey. Wolniej mu szło rozprasowywanie twarzy, a ślady po kleszczach ma jeszcze do dziś. Jedno oczko leniwie nie chciało się otwierać. "Mój słodki Brzydalichu", mówiłam do niego, a w duchu przeklinałam się za robienie dziecka równocześnie z generalnym remontem (bo to na pewno jakaś niedoróbka), czułam się winna wobec Kuby, że będzie miał trudniejsze życie niż jego przecudnej urody braciszek, bo się urodził brzydszy. Potem jeszcze wylazł mu ten obrzydliwy trądzik i powiedzenie "syf na syfie" nabrało dla mnie realnego znaczenia. A potem na wczasach siedział sobie Kuba na kolanach męża w stołówce i coś go przestraszyło. Wykrzywił się jak do płaczu, zamachał malutkimi rączkami, a w oczach po raz pierwszy staneły mu prawdziwie wielkie łzy. I wten sposób rzucił na mnie czar. Też załzawiłam, bo poczułam znajome cipełko w okolicy serca. I Kuba nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wydał mi się najpiękniejszy na świecie. Oglądam sobie teraz zdjęcia Kacpra z czasów niemowlęctwa. I dochodzę do zatrważających wniosków - on wcale nie był najśliczniejszym niemowlakiem na świecie. Co gorsza - Kuba JEST do niego podobny! Ale póki co twierdzę, że moje dzieci i tak są najpiękniejsze i będę się bić, jeśli ktos powie co innego ;-)
JAK PRZEZYC TRIDUUM PASCHALNE!
ZDROWYCH BŁOGOSŁAWIONYCH I SPOKOJNYCH ŚWIĄT !!!
CHRZEŚCIJANSKIE PRZYGOTOWANIE DO WIELKANOCY!
ZYC JAK SW.jOZEF.
Jak kochac i rozumiec ,tłumaczyc ,przebaczac???
Mój pierwszy post
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.