15.15
dodane 2017-04-06 20:17
kończę pracę, zbieram papiery, wyłączam komputer, wychodzę z pokoju, zamykam drzwi
na zewnątrz jest dość chłodno, ale świeci słońce. Ostatnie pożegnania "cześć, do zobaczenia, do jutra". Wychodzę z parkingu i powoli noga za nogą wracam do domu. Jeszcze małe zakupy- naprawdę małe- jedna bułka grahamka. Po mniej więcej 15 minutach dochodzę do domu. Najpierw kod do domofonu na klatce, szukam kluczy w torebce - są (co za radość, że tak szybki znalazły się wśród tylu najpotrzebniejszych rzeczy), przekręcam zamek. Wchodzę....inna przestrzeń, choć pozornie nie różni się od tylu innych mieszkań w moim bloku....nabieram głęboko powietrza, stawiam się w Bożej obecności. Zrzucam służbowe ubrania, wskakuję w domową sukienkę, zaczynam krzątać się przy obiedzie....jest zupełnie cichutko....mam okazję oddać Panu Bogu wszystkie trudne sprawy dnia dzisiejszego dnia - K., która boi się męża opuszczającego w przyszłym tygodniu zakład karny, B., której stan zdrowia pogarsza się tak bardzo, że trzeba umieszczać ją w domu pomocy społecznej, A. która zupełnie poplątała swoje życie......to moje mieszkanko to taka trochę klauzurowa przestrzeń - moje miejsce na spotykanie się z Jezusem. Ja i ON i cisza....w wyobraźni pakuję do małego pudełka wszystkie dzisiejsze doświadczenia - łatwe i trudne, spotkania przyjemne i oziębłe mijanie się na korytarzu....chcę to wszystko wysłać na adres Nieba, abym w jutrzejszy dzień mogła wejść na nowo...jeśli Pan da mi łaskę obudzenia się jutro rano...