Gdzie w ten weekend nie spojrzę, atakuje mnie „Gra o tron”. Niby to też baśń – z gatunku fantasy – ale jakoś nie ciągnie mnie do oglądania tego serialu.
W nocy ze soboty na Niydziela Wielkanocno zajónczek, zwany tyż hazokiym, uwijoł sie, jak w ukropie. Bo tyż jak tukej w pora godzin sie wyrobić z porozstawianiym maszkytów przi łóżku kożdego bajtla?
„Aby poznać Śląsk i Ślązaków, trzeba nieustannie uchylać kolejne drzwi i błądzić po kolejnych labiryntach” – pisze Michał Smolorz w wydanej niedawno książce „Śląsk wymyślony”.
Dawno, dawno temu, w odległej krainie grasowała banda zbójców.
Wiela to jo żech dzisioj społ? Czi godziny? Dwie i pół? No tak żech sie tym wczorajszym szpilym znerwowoł...
Skończyłem czytać III część „Przygód Baltazara Gąbki”, czyli powieść „Gąbka i latające talerze”. Same sensacje!
Dawno, dawno temu, w odległej krainie żył sobie król, królowa i królewicz, dla którego postanowiono znaleźć żonę. Rozesłano więc heroldów na wszystkie świata strony, by w okolicznych księstwach i królestwach rozgłosili tę wiadomość.
Poweekendowa garść refleksji oraz Skarbnik, Jorguś i sztajger w akcji.
Jakby mi było mało tej sterty czytanych i podczytywanych na raty książek, która rośnie i rośnie w okolicach biurka, sięgnąłem właśnie/dodatkowo/jeszcze – przyznaję, ze sporym poślizgiem – po „Lajermana” Aleksandra Nawareckiego.
Dawno, dawno temu w pewnej wsi żyła sobie dziewczyna, która po śmierci swoich rodziców postanowiła zwiedzić świat. Sprzedała odziedziczony majątek i z sakiewką złotych talarów ruszyła przed siebie.