Nowy post
dodane 2014-02-02 22:47
Już dawno nie pisałam...
I oto przedostatnia sesja egzaminacyjna... W miarę posuwania się "do przodu", narastają obawy, i pytanie: co dalej? Jeszcze pozostaje tyle niewiadomych... Bo nawet ukończenie studiów nie oznacza pewności pracy w zawodzie - więc pozostaje cierpliwe oczekiwanie i zawierzenie... Bo nadal zapytuję, czy to Jego wola, by mnie uczynić lekarzem - ale wiele wskazuje, że tak... Tyle lat na studiach - a może skończyć się inaczej, niż oczekiwano...
Wiele obaw, nawet wprost udręk... Widzę coraz mocniej upadek etyki zawodowej, a także skłonność do przedmiotowego traktowania pacjentów - to drugie wyczuwam czasem i u siebie... Wśród zajęć, zaliczeń, pytań, napiętego planu nawiązanie relacji lekarz - pacjent, poświęcenie chorym należnej uwagi, traktowanie ich z szacunkiem i stosowną delikatnością okazuje się prawdziwą sztuką - i jest nie mniej ważne od umiejętności ściśle "praktycznych"...
Kiedyś napotkałam informację, która mocno wyryła się w mojej pamięci.... Gdy matka Teresa z Kalkuty po porannej adoracji Najświętszego Sakramentu rozsyłała siostry do pracy, do chorych, na ulice, mówiła im: "Pamiętajcie: Chrystus w Najświętszym Sakramencie i Chrystus w ciałach chorych to ten sam Chrystus".
Zatem modlitwą i pracą (na razie na studiach...) chcę jeszcze bardziej rozeznawać i wypełniać wolę Pana... Choć czuję się bardzo słaba i krucha - jak "naczynie gliniane"...