Codzienność, Znaki nadziei

Ziemia trwa, my odlatujemy

dodane 13:16

Uwaga: jeśli ktoś ma tendencje do depresji, niech tego postu nie czyta :) Osłabiony łatwo mógłby się zarazić!

Nad moim biurkiem w pracy wisi kalendarz. Obrazki - jakże by inaczej, oczywiście z Tatrami. Inne góry może i są ładne, ale przecież nie niosą ze sobą tyle wspomnień. Wisi więc ten kalendarz i przypomina o pięknie, które kiedyś mocno odcisnęło swoje piętno w moim sercu. Na listopad - Morskie Oko. Ale tak nietypowo, ujęte od wschodu: żółte liście, staw, a nad nimi nie Mięguszowiecki z Cubryną, a zerwy wschodniej ściany Mnicha. Piękne.

Wspomnienia? Tak, wracają. Ostatecznie w połowie lat osiemdziesiątych spędziłem tam sporo czasu. W sumie... Może miesiąc. Owszem lubię Gąsienicową i Piątkę, pozostałe leżące w Polsce doliny Tatr Wysokich. Ale do MOka mam chyba szczególny sentyment. Wracają we wspomnieniach osrebrzone rosą i światłem księżyca bajkowe drzewa i lśniąca nocą Szeroka Jaworzyńska. I ten szum wody...

Teraz? Owszem, bywam. Ludzi więcej niż dawniej, choć autobusy już na Włosienicę nie dojeżdżają. Trudno. Nawet się cieszę, że tylu ludzi szuka piękna.Ale coraz mniej czuję się tam u siebie. Te stojące wokół szczyty, od Żabiego Niżnego do Zadniego Mnicha.... Z Żabią Lalką, depresjami Niżnych Rysów, ŻeTeeMem, murem Wołowych, Kazalnicą, Bańdziochem, Galeriami... Takie wysokie, takie niedostępne...

I właśnie przed paroma dniami uświadomiłem sobie, że nie jestem pierwszym, który to przeżywa. Przypominają mi się książki, których autorzy też pisali jakby w Tatrach byli u siebie. Prekursorów tatrzańskich wycieczek traktując jak zamierzchłą przeszłość. Ot, takiego Tytusa Chałubińskiego (tego od Wrót), Klimka Bachledę i paru innych też.. Dziś.... Dziś sami dawno odeszli już do historii. Młody taternik z opowiadania Wawrzyńca Żuławskiego o wypadku na Grani Pośredniego Mięguszowieckiego, a którego miałem kiedyś okazję poznać, jeśli jeszcze żyje, ma już baaaaardzo dużo lat... A tylu już odeszło. Nie wszyscy tracąc życie w górach....

No i co? No właśnie. Ludzie odchodzą. Pokolenia przemijają. A te góry ciągle są. Prawie takie same. Co najwyżej trochę zmieniwszy ubranie - tam drzewa urosły, tam zniknęły....

Odzywa się gdzieś w sercu zapamiętana niegdyś skarga Koheleta:

Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu,
jaki zadaje sobie pod słońcem?
Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi,
a ziemia trwa po wszystkie czasy (Koh 1,4-5)

No właśnie. Wchodzimy w młodość swojego życia  jako nieco aroganccy zdobywcy, przekonani, że od nas zaczyna się jakaś nowa era. A potem odchodzimy. Najpierw z wielkich szczytów, potem w ogóle z gór, a później z tego świata. Jak to mówił psalmista?

Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt
lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt;
a większość z nich to trud i marność:
bo szybko mijają, my zaś odlatujemy (Ps 90).

Co zostawimy na tym świecie? Może jakiś ważny ślad? Wolne żarty. Na tamtych kamieniach, trawie, kosówce czy jarzębinie nad Morskim Okiem nic ze mnie nie zostało. To raczej one zostały w moim sercu. I nie sądzę, by wiele więcej pozostało po mnie gdzie indziej. Ot, w ludzkiej pamięci, choć tyle niby napisałem....

Na jakiś czas zostanie pomnik. Ten na cmentarzu.

Zostanie kamień z napisem
Tu leży taki i taki
Każdy z nas jest Odysem
Co wraca do swojej Itaki (Jerzy Krzysztoń)


Potem i on zniknie. Nic nie zostanie.

Dzięki niech będą dobremu Bogu, że dał nam obietnicę szczęśliwej nieśmiertelności....

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

6

7

8

9

10

11

12

13

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.04.2024