Współczeny faryzeizm, Złośliwości

Z rozdwojona jaźnią

dodane 17:04

Trzeci odcinek mojego blogowego minicyklu „Współczesne oblicza faryzeizmu”

Przyznam szczerze: papież Franciszek mnie ubiegł.  Całkiem niedawno w domu św. Marty gromił tych, którzy z jednej strony wspierają Kościół sporymi datkami, z drugiej okradają swoich pracowników. Czyli tych, którzy znając Ewangelię i niby dbając o nią w ogóle nie próbują ją wprowadzać w życie. Tak, o  tym rodzaju faryzeizmu chciałem napisać. Mimo wszystko podejmę temat. Bo...

Trzeba chyba zawsze pamiętać, że faryzeizm to domena ludzi pobożnych. Nie to, że ci niepobożni grzechów nie mają. Wręcz przeciwnie. I też często, podobnie jak faryzeusze, niepobożni tych swoich grzechów nie widzą chętnie pokazując palcem na innych. Ale trudno ich nazwać faryzeuszami właśnie dlatego, że nie uważają się za pobożnych.

Faryzeusz co innego. Zawsze się za pobożnego uważa. Takiego, co już prawie, prawie osiągnął doskonałość. A jeśli mówi że nie jest jeszcze tak doskonały to tylko dlatego, że się kryguje. On przecież jest przekonany, że jest niezłym wzorem dla innych. A te drobiazgi...

W zeszłym odcinku napisałem o faryzeuszu – recenzencie. Dziś chciałem przedstawić sylwetkę Faryzeusza- Półświatowida. Że to Światowid miał cztery twarze, a taki faryzesz, skromniejszy, mniej. Ale dwie na pewno.

Taki faryzeusz często gorliwie uczestniczy w dziele ewangelizacji (oczywiście prawie nigdy nie ewangelizuje, ale tak nazywa swoją aktywność na polu religii, bo to teraz modne). Jest jednym z tych, który wzywa, nawołuje, z troską myśli, z troską się pochyla, zauważa problemy, walczy, żąda (stanowczo) i się domaga. Celem jego działania jest, by Ewangelia przeniknęła nasze życie osobiste, wspólnotowe, rodzinne, społeczne, ekonomiczne i polityczne. Więc wzywa do miłości i solidarności i sam solidarny wobec innych miłość świadczy. Okazjonalnie. A tu wesprze jakąś inicjatywę, tam złoży jakiś datek. Najlepiej na dzieci w Afryce. Wiadomo, nie przyjadą podziękować i poprosić o więcej. Za to tych, którzy faktycznie są blisko niego nie tylko nie kocha, ale nawet po ludzku nie szanuje. I szanować nie zamierza. Po co? To jacyś głupi i leniwi nieudacznicy. Są tylko przeszkodą na jego drodze do świętości. Gdyby byli inni...

Właśnie. Faryzeusz-Półświatowid wie, że miłość bliźniego jest największym przykazaniem. Ale dla niego to jakaś pusta idea, fanaberia, dobra na chwile wspólnego śpiewu przy ognisku z trzymaniem się za ręce, ale coś, czego na co dzień w praktyce nie da się zrealizować. Może gdyby ludzie byli inni. Ale są jacy są.

Owszem, nieraz próbuje. Okaże łaskawość, uśmiechnie się, pogłaszcze. Dobry człowiek!. I to bez dwuznaczności, ze mógł zabić, a tylko powiedział „spier...”.  Ale szybko się zniechęca. Ma przecież takie światłe plany, zamierzenia i wizje. A jeśli nie ma, to przecież będzie je mieć. A tu ludzie nie rozumieją, nie zgadzają się, krytykują, dyskutują, sprzeciwiają się, ośmielają się myśleć inaczej. No i nie próbują odgadywać jego myśli. Także tych, które jeszcze nie pojawiły się w jego głowie. Jak tak w ogóle można?

Więc nasz faryzeusz chcąc nie chcąc na chwilę zamyka oczy na miłość bliźniego. Musi, nie ma innego wyjścia. Trzeba się rozprawić z tym czy tamtym. Jak można, to z grubej rury. Dać mu do wiwatu, niech w końcu zrozumie kto tu jest ważny. Jeśli tak się nie da, to intrygą. Jakimś przekazanym komuś w tajemnicy oskarżeniem. Albo wypowiedzianą niby od niechcenia nieprzychylną opinią. Ludzie zaczną gadać, a wiadomo, jak ludzie gadają, to trochę racji w tym musi być...

Tak, zdecydowanie lepiej napuścić na tych swoich nie lubianych braci innych. Można z uśmiechem rozłożyć ręce, składać życzenia,  obdarzać dobrym słowem i mieć o sobie całkiem dobre mniemanie. Wpuszczona w ruch machina już działa.

Najlepiej użyć takich, którym zależy. Na dobrych relacjach ze Światowidem oczywiście. Zawsze wesprą, pochwalą. No i przede wszystkim rozgrzeszą. Aj aj, Światowidzie (nie pół, bo to byłoby obraźliwe), słusznie zrobiłeś, miałeś prawo! Znajda się wśród nich i tacy, którzy mając mentalność psa zechcą się swojemu panu przypodobać i pogryzą. Pan będzie zadowolony, pogłaszcze, pozwoli ogryźć kość...

A miłość bliźniego? Oj tam, oczywiście Półświatowid wie, że jest najważniejsza. Ale tu się dzieją takie sprawy, że trzeba sięgnąć po sprawdzone metody Machiawellego. Na miłość bliźniego przyjdzie czas, jak już problem zostanie usunięty.

Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Co to znaczy? Nawrócenie to przede wszystkim zmiana sposobu myślenia. Konkretnie, trzeba uwierzyć w Ewangelię. To znaczy potraktować to, do czego wzywał Jezus na serio, a nie jak  niemożliwą i zawieszoną w obłokach ideę, która może i dałoby się wcielić w życie, gdyby ludzie byli inni. Jeśli nazywam się chrześcijaninem mogę nie dorastać do tej idei, ale na pewno nie mogę nią gardzić.

PS. Wszelkie podobieństwo do konkretnych osób jest oczywiście zupełnie przypadkowe.

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

6

7

8

9

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 29.03.2024